Recenzja
Pożegnanie z rajem
Po wielu latach nieobecności na półkach polskich księgarń, za sprawą wydawnictwa Austeria, ukazały się wznowienia cudownych powieści Josepha Rotha – autora niegdyś równie legendarnego, jak świat, o którym na kartach swoich dzieł opowiadał.
Jak słusznie zauważył Adam Zagajewski w przedmowie do „Krypty kapucynów” – w odróżnieniu od setek innych utworów z lat trzydziestych XX wieku, przebrzmiałych i niezrozumiałych dla współczesnego odbiorcy, powieści Rotha mają ogromną szansę, by zdobywać serca kolejnych pokoleń czytelników. Co sprawia, że Roth – czasowo nam odległy, na dodatek za życia bezustannie spoglądający wstecz w stronę pogrzebanej wraz z cesarzem Franciszkiem Józefem w krypcie kapucynów monarchii austro-węgierskiej – pozostaje aktualny?
Odpowiedź leży w micie. Micie, który narósł wokół jego życia – zalanego alkoholem, rozdartego między upadłym Wiedniem i wiecznie rozbawionym Paryżem, a przede wszystkim micie, któremu sam uległ i którego stał się współtwórcą. Jest to mit o utraconym raju w postaci umarłej CK Monarchii, która za życia łączyła ludzi różnych narodów i wyznań, poglądów i marzeń, statusów materialnych i społecznych, bo nad wszystkimi czuwał stary i dobry cesarz, przyglądający się im bacznie z portretów wiszących we wszystkich urzędach, w garnizonach i przydrożnych knajpach.
W „Krypcie kapucynów” Roth pokazuje świat, w którym tego spojrzenia zabrakło, bo zniknął wraz z austriacką potęgą. I przez to jest to świat upadły, zdefragmentaryzowany, w którym brakuje zasad, bo stare już nie funkcjonują, a te oferowane przez nową rzeczywistość są niezrozumiałe i obce. W takim świecie trudno żyć, ale też nie sposób go opuścić, bo nie ma alternatywy. Choć to świat, który odbiera poczucie bezpieczeństwa i skazuje na wegetację. I to nie tylko takich, jak główny bohater Franciszek Ferdynand Trotta, beneficjentów starego systemu (co byłoby zrozumiałe i – być może – sprawiedliwe), ale bez wyjątku wszystkich. Dlatego tu każdy czuje się samotny i każdy, miotając się, może jedynie próbować opracować swoją strategię przetrwania.
„Krypta kapucynów” jest przepięknym, choć bardzo smutnym pożegnaniem; podszytym melancholią wyznaniem zagubionego w teraźniejszości człowieka, który tęskni, potwornie tęskni za przeszłością, bo ją jako jedyną czuje i rozumie. Roth, który żył bardzo krótko, bo zaledwie 45 lat, pisał zawsze z perspektywy stojącego u krańca życia człowieka. Myślę, że na tym polega niezwykły magnetyzm jego twórczości. W tym także „Krypty kapucynów”. Bo każdy, kto tęskni, czuje się w jego austro-węgierskim uniwersum jak w domu.