Recenzja
Stwórz sobie potwora
Jak uważnie byśmy nie studiowali systematyki, to „wyki”, „lfty” czy „smży” nie znajdziemy w atlasach zwierząt. Nie są to także wymarłe gatunki dinozaurów, a tym bardziej nazwy nieodkrytych wciąż stworzeń, żyjących w odległych galaktykach. Zwierzaki te zrodziła wyobraźnia. A wszystkie odnaleźć można w kolejnej pomysłowej książce Aleksandry i Daniela Mizielińskich, „Pora na potwora”.
Przykuwająca wzrok żółta okładka z czarnymi napisami mieści w sobie tekturowe strony podzielone na trzy części. Każda z nich zawiera czarno-biały rysunek głowy, tułowia lub tyłu jakiegoś zwierzaka. Każda część zawiera także literę. Gdy połączymy te trzy elementy, stworzymy własnego „potwora”, a także poznamy jego nazwę. Potwory nie są brzydkie, przerażające, nie mają także negatywnych cech. Inspirują raczej radosną grę i wybuchy śmiechu. Można także bawić się w inny sposób. Poszczególne elementy, po chwili poszukiwań utworzą znane zwierzę. Znajdziemy zatem wśród nich rysia, węża, kota, czy – co ciekawe – również UFO.
W jednej prostej książce zmieściło się wiele lubianych przez dzieci elementów: możliwości zamiany znanych rzeczy w nowe, zaskakujące, zabawa językiem i śmiesznymi nazwami, wreszcie troszkę strachu (ale, paradoksalnie, radosnego), bo wszak tworzy się potwory. „Pora na potwora” to udane połączenie książki i zabawki, z możliwością wykorzystania jej w celach edukacyjnych. Małżeństwo Mizielińskich znów przygotowało dla swoich wielbicieli coś wspaniałego. Nie mogę się zdecydować, czy do mych ulubionych potworów należy VIP, czy może JOU?