Recenzja
W pułapce wolności
„Dom na krawędzi” Marii Nurowskiej jest kontynuacją „Drzwi do piekła”. Poprzednio bohaterka, Daria Tarnowska, musiała zmagać się z piekłem więzienia, teraz próbuje odnaleźć się na wolności. Szybko okaże się, że nie można tak po prostu zapomnieć o przeszłości. A życie poza więziennymi kratami może być trudniejsze od życia w zamknięciu.
Po opuszczeniu więzienia bohaterka z Darii przeistacza się w Martę. Przybranie nowego imienia miało ją oczyścić, miało pozwolić rozpocząć nowe życie. Sprzedała dom stryja i wybudowała pensjonat w górach – dom na krawędzi skarpy, który nabierze też symbolicznego znaczenia w życiu bohaterów. Tutaj Marta przekona się, że od przeszłości nie można uciec. Tutaj też pozna smak macierzyństwa, kiedy to Iza, jej więzienna wychowawczyni, podrzuci swą córkę, Olę. W pensjonacie w głowie Marty narodzi się pomysł, by pomóc współwięźniarkom w ich nowym życiu. Także w tym miejscu pojawi się nowa, trudna miłość.
W „Domu na krawędzi” bohaterka nieustannie lawiruje między przeszłością i teraźniejszością. Czasem trudno zrozumieć jej wybory. Po wyjściu z więzienia uprawia seks z dawnym znajomym, podczas gdy już w pensjonacie ma trudności z przytuleniem się do małej dziewczynki. Pragnie uwolnić się od przeszłości, ale wsiada w samochód i udaje się na spotkanie ze współwięźniarkami. Nie chce pomagać Izie, ale leci do Buenos Aires i spędza z nią kilka tygodni. Być może w taki właśnie sposób autorka chciała pokazać, jak bardzo rozchwiany emocjonalnie jest człowiek, który opuszcza więzienie. Wyrzuty sumienia, zmaganie się z piętnem i trudności w wyznaniu prawdy o swej przeszłości na zawsze już zdeterminowały losy bohaterki.
Maria Nurowska podjęła w swej powieści trudną problematykę. Nie wydaje się jednak, by wykorzystała potencjał tego tematu w optymalny sposób. Najbardziej wyraźny i dopracowany jest wątek związany z więzią, która łączy Martę z Olą. To niespodziewane macierzyństwo zmienia bohaterkę jako kobietę, pozwala jej inaczej spojrzeć na swoje życie. Pozostałe wątki oraz bohaterowie giną gdzieś i się rozmazują. Brakuje im świeżości, są przewidywalni. Opowiadana historia nie zyskuje też rozwiązania. Pozostaje w zawieszeniu, urywa się, nic nie zostało dopowiedziane, zakończone. Z pewnością więc przyjdzie nam czekać na kontynuację.
„Dom na krawędzi” jest opowieścią o życiu w zawieszeniu, o wychodzeniu z matni, o poszukiwaniu wolności i odradzaniu się zatraconej kobiecości. Nurowska swą książką wiele czytelniczek wzruszy i wiele z nich zaciekawi. Nie wydaje się jednak, by wnosiła coś nowego do literackiego świata. Ta historia pozwala się posmakować, na chwilę zatracić się, ale nie nasyca w pełni.