Recenzja
Wiedźma uniwersalna?
Czas jest jednym z najokrutniejszych recenzentów literatury. Bezlitośnie dzieli książki na bestsellery, chwilowe mody i te, które zostaną z nami – czytelnikami – na dłużej, być może przechodząc do literackiego kanonu. Publikacji „Jak zostałam wiedźmą” towarzyszyło dość spore zainteresowanie czytelników i mediów.
Jednak od ukazania się książki na rynku minęło trochę czasu – czy wydał on już werdykt, do jakiej kategorii zaliczy „opowieść autobiograficzną dla dorosłych i dzieci” Doroty Masłowskiej – mającej być „uniwersalną i nowoczesną opowieścią o walce dobra ze złem”?
Gdybym „Jak zostałam wiedźmą” miała opisać jednym słowem, wahałabym się między przeciwstawnymi określeniami, nie mogąc się zdecydować czy lepszy będzie „przesyt” lub jednak „brak”. W książce Masłowskiej wszystkiego jest dużo: zabaw językiem, konstrukcją, wielością odwołań, ale także opisów – chociażby jedzenia. Samą formą autorka podparła w założeniu pouczającą treść o współczesnym świecie skupionym tylko na zgubnej chęci posiadania. I paradoksalnie ta wielość słów, nawiązań, stylistycznych sztuczek przekłada się na brak.
Brak w niej filozoficznego dystansu, głębokiego namysłu, ponadczasowych treści. Silne zakorzenienie we współczesności (bardzo dużo nazw współczesnych sklepów, zabawek gadżetów) nie uczyni z „Jak zostałam wiedźmą” uniwersalnego przekazu. Samo odwołanie do baśniowej konwencji to za mało by stać się choć w części baśnią – mądrością przekazywaną z pokolenia na pokolenie.
“Jak zostałam wiedźmą” napisano tak by nieustannie podtrzymywać zainteresowanie czytelnika. I rzeczywiście, czyta się ją szybko, najczęściej od początku do końca. I najczęściej tylko raz. Po jednorazowej lekturze, nie mam ochoty już do niej wracać.