Recenzja
Złapać bakcyla
„Afryka Nowaka” Piotra Tomzy to nie tylko próba opisania bezprecedensowej wyprawy śladami polskiego podróżnika, to przede wszystkim świadectwo fascynacji postacią i dziełem Kazimierza Nowaka. Fascynacji, która okazała się zaraźliwa.
O Kazimierzu Nowaku zrobiło się głośno kilka lat temu, kiedy to nakładem wydawnictwa Sorus ukazał się zbiór jego korespondencji z Afryki. „Rowerem i pieszo przez czarny ląd” zawiera listy pisane przez Nowaka w latach 1931-1936, które ukazywały się na bieżąco w międzywojennej prasie. Książkę rekomendował sam Ryszard Kapuściński, co wystarczyło, by Nowak z nieznanego nikomu podróżnika stał się ikoną polskich globtroterów. A stąd już niedaleko do zamiaru, by jego wyczyn powtórzyć i, tak jak on, przemierzyć Afrykę z północy na południe i z powrotem.
Pomysł na wyprawę śladami Kazimierza Nowaka zrodził w głowach kilku podróżników niemalże równocześnie. Punktem wspólnym były Kolosy – odbywające się co roku w Gdyni Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów. To dzięki zawartym tam znajomościom udało się zebrać początkowy skład wyprawy pod hasłem „Afryka Nowaka”. Ustalono wspólny front. Trasa, jaką przebył Nowak w ciągu pięciu lat, została podzielona na etapy, każdy z nich pokonywany był przez inną, minimum trzyosobową ekipę. Grupy zmieniały się, przekazując sobie sztafetową pałeczkę – specjalne wydanie „Rowerem i pieszo…” Nowaka pozbawione tekstu, z samymi tylko zdjęciami. Białe kartki stopniowo zapełniały się wpisami uczestników i spotkanych po drodze osób. Historia Nowaka pisała się na nowo.
Do udziału w wyprawie stopniowo zgłaszały się kolejne osoby, zarażone Nowakowym bakcylem. Jak inaczej bowiem można wytłumaczyć fakt, że ponad sto osób o bardzo różnym zapleczu i doświadczeniu podróżniczym (dla niektórych to była pierwsza taka wyprawa) postanowiła zostawić swoje życie w kraju, żeby przez kilka tygodni, może miesiąc, pedałować po afrykańskich bezdrożach z grupą nieznanych wcześniej ludzi?
„Z czasem okazało się, ze może z tego wyjść jeszcze więcej. Że my nie tylko jedziemy śladami Kazimierza Nowaka, ale przede wszystkim wytwarzamy niesamowitą energię, potęgującą to, co on wyzwolił swoją podróżą” – mówił jeden z uczestników. Ponowne przejechanie trasy Nowaka zmieniło się w trwający niecałe dwa lata festiwal jego imienia. Sama podróż to było za mało, ważna stała się popularyzacja postaci polskiego podróżnika: przybijanie pamiątkowych tabliczek w miejscach, które odwiedził, porównawcze zdjęcia po latach, poszukiwania żyjących świadków. Wyprawa, która dla większości biorących w niej udział miała być ledwie przygodą, zrodziła rzeczy trwałe.
Piotr Tomza podjął się nie lada zadania – opisał trwającą 813 dni ekspedycję, w której uczestniczyło ponad sto osób. Sam autor wziął udział w jednym z etapów afrykańskiej sztafety, ale organizacyjnie wspierał wyprawę przez cały czas jej trwania. Bazą dla książki są rozmowy z uczestnikami wyprawy i relacje publikowane na bieżąco w internecie. Tomza z rzetelnością godną kronikarza stara się przedstawiać koleje losów „Afryki Nowaka” i dyplomatycznie wyważyć sądy. We wstępie zarzeka się, że książka może się nie spodobać wielu uczestnikom wyprawy, że pewne kwestie świadomie pominął. Jego wersja jest więc tylko jedną z wielu możliwych. „Powstają dwie, a nawet trzy wersje relacji. Ale nie dlatego, że się pokłóciliśmy i poobracaliśmy, tylko chcemy pokazać możliwie najbardziej obiektywny obraz. Każdy z nas widzi Afrykę inaczej”.
Choć uczestnicy wyprawy „Afryka Nowaka” spędzili na tym kontynencie blisko dwa lata, książkę Piotra Tomzy ciężko jest zakwalifikować do klasycznej literatury podróżniczej. Niewiele dowiemy się z niej o Afryce; więcej o byciu w drodze, doświadczeniu uniwersalnym, niezależnym od geograficznych okoliczności. Afrykańskie krajobrazy są dla autora jedynie dekoracjami, w których rozgrywa się zasadnicza akcja. Sednem książki Tomzy są bowiem relacje wytwarzające się pomiędzy wspólnie podróżującymi ludźmi, a także napięcia w sztabie organizacyjnym wyprawy i zderzenia różnych wizji tego, jak postać Kazimierza Nowaka ma być upamiętniana. Można więc mówić, że jest to rzecz o wielkim przedsięwzięciu podróżniczym, o ludziach, dzięki którym udało się je zrealizować i o pasji, zaraźliwej pasji, której źródłem była osoba skromnego polskiego podróżnika.