Recenzja
Perły polskiego aktorstwa
„Aktorki” Łukasza Maciejewskiego są skrojone jak pełne pasji i wyjątkowej dramaturgii zapisy dialogów prowadzonych przez dwoje dojrzałych rozmówców. Z dialogów tych emanuje przede wszystkim mądrość i siła doświadczonych kobiet.
Maciejewski tworzy swoisty „alfabet” wielkich polskich aktorek, dam polskiego kina i rodzimej sceny teatralnej. To wybór subiektywny, ale dzięki niemu zyskujemy rzadką przyjemność obcowania choćby z Martą Lipińską czy Anną Polony. Autor niezwykle umiejętnie, delikatnie i inteligentnie prowadzi rozmowę. Towarzysząc światu wspomnień każdej z bohaterek, prowokuje często wyjątkowy, intrygujący monolog. Maciejewski poświęca też obszerne niejednokrotnie passusy na rzeczową, drobiazgową analizę dróg twórczych artystek – od młodzieńczych debiutów aż po ostatnie dokonania. Dzięki temu próbuje odkrywać fenomen aktorstwa, kobiecości, a nawet człowieczeństwa. Dwadzieścia aktorek, z którymi spotkał się Maciejewski, opowiada bowiem z wielką pasją o filmie, teatrze, piosence i kabarecie, ale z największą – o życiu. Nie krygują się, niczego nie udają, nie epatują jednak tym, co powinno pozostać tajemnicą. Mówią o pracy nad rolami, o zmaganiu się z psychiką postaci, w które się wcielały. Zbyt rzadko opowiada się dziś w ten sposób o sztuce bycia aktorem, przede wszystkim teatralnym.
Artystki snują również opowieści poświęcone trudnej przeszłości. W ich wspomnieniach powracają II wojna światowa i PRL. Powraca ich młodość, tęsknota za przyjaciółmi, którzy odeszli i za światem, którego już nie ma. Pragnieniem rozmówczyń staje się „ocalenie od zapomnienia”. Maciejewski udowodnił, że potrafi to robić, już we wcześniejszych dokonaniach, między innymi w „Przygodzie myśli” i „Wszystko jest lekko dziwne”. Czyni to bez patosu, ale z niezwykłą pasją, lekkością i humorem.
Słowa uzupełniają piękne czarno-białe fotografie. Na tle wspomnień wszystkich rozmówczyń Maciejewskiego zdjęcia te nabierają szczególnego znaczenia. Dziś aktorki wyglądają zupełnie inaczej, a niektóre z nich, jak chociażby Irena Kwiatkowska czy Krystyna Feldman nie zagrają już żadnej roli. Odeszły, ale autor udowadnia, że wciąż można się od nich uczyć pasji i radości życia.
Po lekturze „Aktorek” pozostaje smak niezwykłych wspomnień i wyjątkowych słów. Krystyna Feldman, mówiąc o pracy nad rolą, użyła określenia „ożywić litery”. Dzięki niej, dzięki wszystkim pozostałym bohaterkom, litery i słowa ożywają w książce, do której chce się wracać.
„Pisanie o aktorstwie jest zawsze, do pewnego stopnia, wysiłkiem pamięci, który pozwala ocalić wzruszenie podczas teatralnego wieczoru, a emocje zastąpić słowami. To jednak bardzo trudne, prawie niemożliwe” – twierdzi autor we fragmencie książki poświęconym Teresie Budzisz-Krzyżanowskiej. Zazdroszczę Maciejewskiemu. Zazdroszczę mu nie tylko spotkań z wyjątkowymi ludźmi, lecz także książki, którą o tych spotkaniach i ludziach napisał. Historię literatury można tworzyć dzięki rozmowom z twórcami, historię polskiego kina i teatru, polskiej estrady – jak się okazuje – również. „Aktorki” Maciejewskiego staną się z pewnością bardzo ważną pozycją dotyczącą dziejów – myślę, że nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady – rodzimej kultury.