Recenzja
Warszawa
Są artefakty, których wartość łatwo przeoczyć: znaczki pocztowe, cyrkle, stemple, pamiątkowe figurki, buciki dla lalki Barbie, czerwone lizaki, baranki cukrowe. Kiedy występują pojedynczo zdaje się, że zupełnie są pozbawione znaczenia, o ile nie są współczesne i nie mają wymiaru utylitarnego, tylko leżą od lat w szufladzie w pudełku po butach, są zawinięte w sreberko po czekoladzie, spoczywają na dnie starej walizki. Kiedy natomiast tworzą struktury, grupy, zbiory – da się odnaleźć ich wspólny mianownik, są kolekcją, która tworzy własną narrację.
Stare bilety kolejki śródmiejskiej są pozostałościami po podróżach na linii Śródmieście – Powiśle oraz Śródmieście – Stadion i należą do chłopca, który po szkole jeździł tymi marszrutami dla zabicia czasu, co mógł robić przy niewielkim nakładzie ekonomicznym jako syn kolejarza. Przy panoptikum papierowych paczuszek na szkła optyczne poznajmy tajemnice Pana Karola, optyka, który podczas badania wzroku przenikał do ludzkich pragnień i słabości. Stykówki to powłoka życia pomiędzy jednym, a drugim miastem i nieustannej podróży pociągiem mężczyzny mieszkającego w Krakowie i pracującego w Warszawie. Naklejki z chleba wyjawiające skład pieczywa i sławiące piekarnię, z której się wywodzą, są powracającym koszmarem w życiu piekarza Józefa.
Te wszystkie kolekcje, banalne lub intrygujące, kompletne lub sprawiające wrażenie przypadkowych, kryją się w jakiś opakowaniach, pudełkach, walizkach, puszkach. Aby je odkryć wystarczy odchylić skrzydełko ze zdjęciem. Dostajemy do rąk zbiór tryptyków, mariażu tekstu ze zdjęciami: opowiadanie, zdjęcie przedstawiające przyjmujący różną postać skarbiec oraz kolekcję artefaktów. Wszystkie łączy to samo miasto. Te pociągi jeżdżące na kartach mikro-opowiadań jeżdżą przez Warszawę Centralną, miasto, które bolesną raną przecina Wisła, którego części połączone są zbyt małą ilością mostów.
Takie krótkie notatki z przeszłości, mała scenka rodzajowa, fikcyjna lub z potencjałem autobiograficznym, wnoszą kolejne wątki do zdjęcia, odpowiadają na pewne pytania, stawiają nowe. Tworzą nowy wymiar, umiejscawiają kolekcje okularów, znaczków, stempli, klamerek nie tylko w kontekście geograficznym miasta, ale także w życiu ludzi je zamieszkujących. Pozornie artefakty zamknięte w blaszanym pudełku po czekoladkach odrywają się od historii którym towarzyszą i funkcjonują po prostu jako kolekcja osobliwości, nikomu nie potrzebne rupiecie. Tkwi natomiast w nich potencjał, aby zapełnić je właśnie narracją, aby posłużyły jako budulec do historii o ludziach, ich marzeniach, o dorastaniu, o starości, o uciekaniu od problemów, o mierzeniu się z nimi.
Spektrum autorów tekstów jest szerokie, jak nie przymierzając trasa łazienkowska. Część z nich pochodzi z Warszawy i tu mieszka, część jest napływowa, część wiąże z Warszawą tylko życie zawodowe. Aby zwiększyć liczbę kombinacji, mamy dziennikarzy, pisarzy, artystów sztuk plastycznych, reżyserów. Wszyscy oni piszą mikro-opowiadania, które nadają głębię odnajdywanym kuriozalnym kolekcjom, które budują związek pomiędzy absurdalną ciekawostką w postaci kolekcji butów dla lalki Barbie, a miastem, z którym przyszło żyć bohaterom opowiadań. To Ona – Warszawa – jest bohaterką w wielu postaciach: jako karpie w Łazienkach Królewskich, które zamiast chleba zjadają ruloniki powstałe po wycieraniu gumką ołówka, jako targ na Karcelaku, jako naklejka z nazwą piekarni na chlebie, jako cyferblaty zegarów miejskich współistniejące w różnych punktach miasta. W takich jej przejawach zostaje uchwycona przez tych, którzy kochają to miasto, tych, którzy są nim oczarowani, tych, którzy darzą je sentymentem, tych, których ono ciekawi. Absurdalne kolekcje skrywane w czeluściach Warszawy, na pawlaczach jej domów, w piwnicach jej kamienic, doczekały się swoich opowieści, a miasto doczekało się swoich rekwizytów, które opowiadają o nim samym.