Felieton
Kobieta z małpą
Okładka jest szara, tekturowa i raczej mało spektakularna. Maszynowa czcionka i małe, wycięte w tekturze okienko, przez które widzimy fragment jakiegoś krajobrazu. Obiecujący ale zbyt mały by wyrobić sobie o nim jakąś opinię. Musimy zajrzeć do środka, inaczej niczego się nie dowiemy.
Okładka jest dla tej książki symboliczna. Wystarczy ją bowiem otworzyć by odkryć, że ten niewielki fragmencik, który widzieliśmy przez malutki kwadratowy otwór jest częścią większej, absolutnie obezwładniającej i zapierającej dech w piersiach całości. Oto przed naszymi oczami rozpościera się lekko pofalowana równina z jednym, ostro sterczącym kamiennym szczytem. Jest zielono, chmury na niebie właśnie się rozstępują, wygląda to tak jakby właśnie przestało padać. Daleki wgląd, cisza, spokój i majestat krajobrazu. Widziany z góry nie zdradza nic niepokojącego. Znów musimy zajrzeć dalej by poznać żyjących tu ludzi.
Tę grę Justyna Mielnikiewicz (www.justmiel.com) prowadzi z odbiorcą na niemal wszystkich kartach tej książki. “Woman with the Monkey” to, jak sama pisze, “historia o doświadczaniu życia na Kaukazie”. Mielnikiewicz, polska fotografka związana z kolektywem Sputnik, żyje w Gruzji od kilkunastu lat. Przez cały ten czas fotografowała i nadal fotografuje, sama z siebie i na zlecenie międzynarodowych pism potrzebujących zdjęć z tego regionu. Ta książka jest właśnie takim notatnikiem, zapisem najważniejszych wydarzeń, zbiorem najlepszych zdjęć i najciekawszych historii jakie się jej tu przytrafiły.
Mamy tu conajmniej trzy narracje. Pierwsza, uogólniając, to ta fotograficzna, składająca się z doskonałych reporterskich zdjęć. Mielnikiewicz miesza tu style- fotografuje w kolorze i w skali szarości. Raz jest dziennikarką w samym sercu zdarzeń, innym razem przygląda się nieco z boku albo zagląda na zaplecze. Prezentując zdjęcia bawi się z czytelnikiem, tak, jak to zaczęła na samej okładce. Wszystko to zmusza do wysiłku ale też utrzymuje uwagę. Nie da się tą książką znudzić. Gdy się obcowanie z nią skończy, niemal od razu chce się zacząć od nowa. Bo to uczta.
Przestrzeń między zdjęciami została wypełniona autorskimi komentarzami fotografki oraz odręcznymi [sic!] podpisami. Oprócz nich są tutaj też dłuższe, dziennikarskie teksty reportera Paula Rimple, z którym Mielnikiewicz często pracuje. W efekcie otrzymujemy książkę nie tylko do oglądania, ale też do czytania. A nawet doświadczania, bo jej forma, z wieloma rozkładanymi kartami czy bibułowymi wklejkami, które trzeba delikatnie rozwijać i zwijać, zmusza do wysiłku i uwagi. Pełno tu zakamarków i smaczków, wiele tu poziomów, na których toczy się opowieść.
Co jednak chyba najbardziej uderza w tej książce to ogromny szacunek do fotografowanych ludzi. Nie ma tu taniej ironii, humor, jeśli już się znajdzie, dawkowany jest ostrożnie i z wielkim umiarem. Mielnikiewicz niczego tu nie udowadnia, do niczego nie przekonuje, po prostu jest na miejscu i robi zdjęcia. Ludzie, których uwiecznia widzą w tym sens. Są dla niej. Na każdym zdjęciu widać tu, że fotografka, choć jest obca, fotografuje swoich bohaterów jak swoich. Ona stąd nie wyjedzie po ukończeniu zlecenia, ona musi tu zostać. Dzięki temu w “Woman with a Monkey” nie ma choćby grama egzotyki, jaka towarzyszy często opowieściom z regionów tak innych od naszego wyimaginowanego pępka świata. Widzimy po prostu ludzi, a w tych ludziach czasem siebie samych, umieszczonych w nieco trudniejszej i bardziej skomplikowanej rzeczywistości. Możemy zadać sobie pytanie – jak byśmy się w niej odnaleźli? Ale nie znajdziemy żadnej odpowiedzi. I bardzo dobrze.