Artykuł
Kulka w łeb i do Wisły
Fakt dokonania przez Polaków zbrodni na swoich żydowskich sąsiadach w Jedwabnem długo nie mógł się przebić do zbiorowej świadomości. Wielu, jeśli nie większość z tych, którzy mają dostęp do środków masowego przekazu, zrzucało winę na „niemieckich prowokatorów” lub sugerowało powiązanie niektórych ofiar z NKWD. Podobnie było (i wciąż jest) z pamięcią o pogromie kieleckim w 1946 roku. Do dziś dominuje pogląd o „inspirowaniu” tamtejszych wydarzeń przez „bezpiekę” lub „ruskich”. Co złego, to nie my! – takie przeświadczenie wciąż panuje w naszych głowach. Tak jakby antysemityzm w Polsce nigdy nie istniał…
Niestety, Jedwabne i Kielce to nie były odosobnione przypadki. W ostatnich latach ukazało się wiele interesujących publikacji na podobny temat – poważnych, naukowych, dobrze udokumentowanych, które niewątpliwie poszerzają naszą wiedzę o tamtych wydarzeniach. Duża w tym zasługa historyków i historyczek z Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy PAN lub Żydowskiego Instytutu Historycznego. Warto choćby wspomnieć takie nazwiska, jak Barbara Engelking („Jest taki piękny słoneczny dzień… Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945”, Warszawa 2011), Jan Grabowski („Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945. Studium dziejów pewnego powiatu”, Warszawa 2011) czy Alina Cała („Żyd – wróg odwieczny? Antysemityzm w Polsce i jego źródła”, Warszawa 2012).
Do wspomnianych naukowców należy dodać również Joannę Tokarską-Bakir, antropolożkę kultury związaną z Instytutem Stosowanych Nauk Społecznych UW i Instytutem Slawistyki PAN. W 2005 roku Tokarska-Bakir założyła Archiwum Etnograficzne, zajmujące się badaniem problematyki Zagłady w pamięci polskiej prowincji. Owocem prac Archiwum są jej dwie ostatnie książki: „Legendy o krwi. Antropologia przesądu” (Warszawa 2008) oraz wydane właśnie „Okrzyki pogromowe”.
W „Okrzykach pogromowych” Tokarska-Bakir opisuje przypadki ukrywania się Żydów (a także ukrywających ich Polaków) we wsiach regionu kielecko-sandomierskiego, Małopolski i Podlasia. Odtwarza poszczególne historie, obficie przytaczając relacje ocalałych, Sprawiedliwych, katów oraz światków. Z jednej strony autorka uprawia historiografię – szczególnie wtedy, gdy próbuje wypełnić luki między faktami, albo gdy opisuje zdarzenia szerzej nieznane, jak na przykład morderstwa na Żydach dokonywane przez odziały partyzanckie AK „Barabasz” i AL „Świt”. Z drugiej zaś prowadzi badanie antropologiczne, polegające na analizowaniu wyobrażeń zbiorowych – takich jak stereotypy, wartości deklarowane i realne, normy, fantazmaty – żywionych przez mieszkańców polskiej prowincji. W tych antropologicznych fragmentach książki Tokarska-Bakir zajmuje się z naczelnymi figurami antysemityzmu: figurą „krwiopijcy” oraz „żydokomuną”. Godząc warsztaty historyka i antropologa autorka łączy więc niejako praktykę z teorią, czego doskonały przykład stanowią rozdziały poświęcone pogromowi kieleckiemu: uporządkowaniu wypadków towarzyszy socjologiczno-antropologiczna analiza przyczyn pogromu oraz działania tłumu (Tokarska-Bakir odrzuca hipotezę o inspirowaniu pogromu kieleckiego przez lokalny aparat bezpieczeństwa, skłaniając się do uznania za główną przyczynę plotki o porywaniu przez Żydów chrześcijańskich dzieci dla krwi).
O sile „Okrzyków pogromowych” świadczy jednak nie perspektywa teoretyczna, ale osobiste historie pochodzące ze źródeł pisanych oraz mówionych. Dokumentacja zebrana w książce przytłacza swym ogromem, a zarazem przeraża treścią w nich zawartą. Autorka obficie cytuje przypadki ukrywania Żydów, które najczęściej kończyły się tragicznie. W relacjach powtarza się jeden motyw: gospodarz ukrywa w swoim domu grupę Żydów przed Niemcami, ale przede wszystkim przed swymi sąsiadami; Żydzi płacą mu za schronienie; gospodarz staje się co raz bardziej chciwy; zaczyna się lepiej ubierać itd., zachowanie gospodarza zauważają sąsiedzi; jeśli Żydom skończą się pieniądze, gospodarz pozbywa się ich – albo wydaje ich w ręce gestapo, albo osobiście dokonuje mordu. Żyd na wsi funkcjonuje jako towar, źródło zysku (wiara w „żydowskie złoto”), tym lepsze, że można się go bezkarnie pozbyć.
Osoby pochodzenia żydowskiego niechętnie były przyjmowane do oddziałów AK na prowincji, szczególnie gdy w jej szeregi włączono postendeckie NSZ – strach przed partyzantami w relacjach ukrywających się był jak najbardziej realny. Pokazuje to relacja polskiego gospodarza, który ukrywał uciekiniera z getta: „Pewnego razu przyszli do mnie jacyś partyzanci uzbrojeni, na kolację. Akurat w tym czasie p. Dawid był w małym pokoju. Na pytanie mojej córki, co by zrobili, gdyby jakiś Żyd chciał wstąpić do partyzantki, odpowiedzieli: Kulka w łeb i do Wisły”.
Oczywiście zdarzały się przypadki zakończone „happy endem”, jak w przypadku historii Marii Szczecińskiej ze Staszowa, która przez ponad dwadzieścia dwa miesiące przechowywała piętnastu Żydów – wszyscy przeżyli. Jednakże po wojnie pani Maria, tak jak wielu innych Sprawiedliwych, trzymała w tajemnicy przed sąsiadami fakt swojego heroizmu.
Joanna Tokarska-Bakir odsłania rąbek historii, którą najchętniej wyparłoby się z pamięci. „Okrzyki pogromowe” nie są jednak kolejną książką-dokumentem o tragedii polskich Żydów. To książka przede wszystkim o nas, o tkwiących w nas mitach i uprzedzeniach, które wybuchły z całą siłą za sprawą zbiorowej wojennej demoralizacji. Tokarska-Bakir, jak wielu przed nią, nie tylko pokazuje, co się dokonało, ale przede wszystkim próbuje zrozumieć, wyjaśnić. Zadanie to jednak jest skazane na porażkę. Do skończenia układanki zawsze będzie brakować kilku puzzli. Sądzę jednak, że warto ponawiać ów trud. Może historia w końcu nas czegoś nauczy.