19 lipca 2013

Zagadka „Sonetów”

„Sonety” zajmują szczególne miejsce w twórczości Williama Shakespeare’a. Ten jedyny tom wierszy lirycznych najwybitniejszego dramaturga nowożytności od momentu swojego powstania rodzi tyle pytań i teorii, ile nagromadziło się wokół ubogiej w fakty biografii mistrza ze Stratfordu. Można powiedzieć, że „zagadka Sonetów” spędza sen z powiek szekspirologom nie mniej niż zagadka samego Shakespeare’a. O „Sonetach” – przy okazji wydania wraz z interpretacją Marka Kondrata – opowiada Jakub Nikodem.

Kontrowersje wokół autorstwa dzieł Shakespeare’a są od dawna podnoszone nie tylko przez – mniej lub bardziej poważnych – badaczy, ale także stanowią przedmiot zainteresowania popkultury. Czy Shakespeare istniał czy nie istniał? Czy był to pseudonim kogoś innego, chcącego pozostać w ukryciu, czy może pod tym nazwiskiem kryło się wielu autorów? Jak to możliwe, że prosty, pochodzący ze stanu średniego aktor tak dobrze znał dworskie realia i tak swobodnie poruszał się po meandrach ówczesnej nauki i filozofii? – te i podobne kwestie dały asumpt wielu powieściom sensacyjnym i obrazom filmowym w stylu Dana Browna, żeby wymienić tylko „Anonimus” (reż. Roland Emmerich, 2011), „Szyfr Szekspira” (J. L. Carrell, 2008) czy „Organistę” (Loe i Amundsen, 2008). Począwszy od XIX wieku – kiedy to zaczęły powstawać owe teorie – autorstwo dzieł Shakaspeare’a próbowano przypisać kilkudziesięciu osobom takim jak dramaturg Christopher Marlowe (autor pierwszego „Fausta”), filozof Francis Bacon, hrabia Oxfordu Edward de Vere, pirat Francis Drake, podróżnik Walter Raleigh, a nawet… królowa Elżbieta I.

 

„Zagadka Sonetów” rodzi z pozoru mniej kontrowersji. Same wiersze zawsze pozostawały jakby na marginesie zainteresowania twórczością Shakespeare’a, który w powszechnej opinii był przede wszystkim dramaturgiem, autorem „Makbeta”, „Burzy”, „Romea i Julii”, a dopiero później poetą. Przeczą jednak temu zainteresowania samych szekspirologów. Bibliografowie wyliczyli bowiem, że „Sonety” ustępują pod względem poświęconych im prac jedynie Hamletowi.

 

Pierwszy problem z „Sonetami” jest taki jak z innymi dziełami Shakespeare’a – do naszych czasów nie przetrwał żaden rękopis jakiegokolwiek skończonego utworu. Wartość „Sonetów” podnosi ponadto ich wyjątkowość – nie ma ich z czym porównać, bo to jedyny tom wierszy lirycznych Shakespeare’a. Zbiór liczący 154 utwory o tytule „Shake-speares Sonnetes: Never before Imprinted” został po raz pierwszy opublikowany w 1609 roku, a jego wydawcą był niejaki Thomas Thorpe. Wydanie to stanowi podstawę i wzór dla wszystkich późniejszych edycji, z których obecnie korzystamy.

 

Jak pisze we wstępie Stanisław Barańczak, wśród współczesnych szekspirologów panuje przekonanie, że wydanie Thomasa Thorpe’a było pirackie – co w elżbietańskiej Anglii nie było niczym nadzwyczajnym – a więc i nieautoryzowane. Uważa się, że Shakespeare nie przyłożył ręki do wersji, która poszła do druku, nie ponumerował i nie ułożył sonetów w ten sposób, w jaki dzisiaj je czytamy. Być może rękopisy zostały mu wykradzione. Tylko dwa ostatnie sonety (153 i 154) nie są z całą pewnością, wedle szekspirologów, dziełem autora Hamleta.

 

Tematem „Sonetów” jest oczywiście miłość. A konkretniej: namiętność, zazdrość, miłość cielesna (ale też duchowa), przemijanie i śmierć, piękno, nienawiść, rozpacz, nadzieja. Przy czym sonety, choć ponumerowane i stanowiące ogólnie jedną względnie tożsamą całość tematyczną, są miejscami nieproporcjonalnie nierówne. Na przykład pierwsze 17 sonetów to, jak pisze Barańczak, „seria retorycznych argumentów mających skłonić młodego człowieka do… spłodzenia potomka i przekazania tą drogą własnej urody następnemu pokoleniu (z tego względu pierwsza siedemnastka nazywana bywa »Sonetami prokreacyjnymi«)”.

 

Podczas czytania „Sonetów” zwraca uwagę cezura, dzieląca zbiór na dwie autonomiczne części. Granica ta występuje po 126 utworze. Adresatem lub bohaterem sonetów 1 – 126 jest młody mężczyzna (nazywany przez szekspirologów skrótowo Młodzieńcem albo Przyjacielem), zaś w sonetach 127 – 154 adresatką jest kobieta (tzw. Czarna Dama). Jak widać „rozdział 1” jest nieproporcjonalnie rozleglejszy do „rozdziału 2”.

 

W tym miejscu zaczynają się rodzić prawdziwe problemy dla badaczy. Biorąc pod uwagę, że sonety zostały najprawdopodobniej „złożone” bez wiedzy i wbrew intencjom Shakespeare’a, rodzi się pytanie: czy w takim razie należy ową cezurę brać na poważnie? Czy pirat-wydawca Thorpe nie „dorzucił” którejś części, albo nie ułożył ich z myślą o potencjalnych czytelnikach tak, by tworzyły spójną strukturę dramatyczną? Nasz słynny szekspirolog Jan Kott proponował odczytywać „Sonety” właśnie jako „dramat”, który „ma akcję i bohaterów. Akcja składa się z lirycznych sekwencji, z których powoli narasta tragedia. Bohaterów jest troje: mężczyzna, chłopiec i kobieta”.

 

Przeciwko dramatycznej strukturze tomu przemawiają jednak liczne nieścisłości tekstualne, niezwiązane bezpośrednio z komplikacjami okołowydawniczymi. Jedną z najważniejszych takich nieścisłości jest wątek homoseksualny (sic!) występujący w sonetach 40 – 42. Jak pisał XX-wieczny angielski poeta Martin Seymour-Smith, „w literaturze elżbietańskiej nie ma drugiego utworu, w którym mężczyzna tak otwarcie wyznaje miłość mężczyźnie”. Znajdziemy tu gorzkie wyrzuty i ataki zazdrości pod adresem pięknego Młodzieńca uwikłanego w romans z kobietą, zarazem kochanką Poety-nadawcy. Rodzi to kolejne pytanie: czy kobieta, która uwiodła Młodzieńca jest tą samą osobą, co występująca w kolejnym segmencie Czarna Dama? Dalsza „akcja” „Sonetów” nic w tej materii nie wyjaśnia. W każdym razie, bezceremonialnie występuje tu biseksualny trójkąt, który nawet (nawet!) w świeżo rozwiedzionej z katolicyzmem elżbietańskiej Anglii mógł uchodzić za coś moralnie wątpliwego.

 

Największe rozterki szekspirologów wiążą się nie z samymi wierszami, lecz z dedykacją, sporządzoną (najprawdopodobniej) przez wydawcę. Prezentuje się ona tak:

 

TO.THE.ONLIE.BEGETTER.OF.

THESE.INSUING.SONNETS.

Mr.W.H. ALL.HAPPINESSE.

AND.THAT.ETERNITIE.

PROMISED.

BY.

OUR.EVER-LIVING.POET.

WISHETH.

THE.WELL-WISHING.

ADVENTURER.IN.

SETTING.

FORTH.

                              T.T.

 

Barańczak tłumaczy ją w ten sposób: „Jedynemu ojcu (jedynemu, który spłodził) następujących sonetów panu W. H. wszelkiej szczęśliwości oraz owej wieczności obiecanej przez naszego wiecznie żywego Poetę życzy przychylny poszukiwacz przygód, wybierający się w drogę T.T.”.

 

Lista pytań i wątpliwości, jakie nastręcza dedykacja, jest długa, a mianowicie: Kim byli panowie W.H. i T.T.? O czym mowa w zwrocie „ten, kto spłodził”? Co oznacza słowo „jedyny”? Kim był „dobrze życzący poszukiwacz przygód”? Jaki sens ma zwrot „wybieranie się w drogę”? Komu obiecana była wieczność oraz jak należy rozumieć skomplikowaną składnię dedykacji?

 

Najprostsze wydaje się rozszyfrowanie inicjałów – T.T., czyli Thomas Thorpe, wydawca-pirat pierwszego wydania „Sonetów”. A kim był W.H.? Odpowiedź na to pytanie zależy wedle Barańczaka od stanowiska wobec kwestii, kto spłodził (the onlie beggeter). Czy wyrażenie to oznacza osobę, która sprokurowała rękopis? Jeśli tak, to pan W.H. był po prostu tym, kto dostarczył rękopis; był człowiekiem Thorpe’a, niemającym nic wspólnego z Shakespeare’em. Jeśli natomiast skrót ten oznacza tego, który zainspirował – to najbardziej prawdopodobne wydaje się utożsamienie W.H. z Młodzieńcem występującym w „Sonetach”, najwidoczniej wystarczająco dobrze znanym Thorpe’owi, aby ten mógł mu dedykować książkę. I tu się robią schody.

 

Na podstawie tekstu „Sonetów” można ułożyć krótką charakterystykę Młodzieńca. Był to ktoś o wysokiej pozycji społecznej, majętny arystokrata, znacznie młodszy od autora i uchodzący za pięknego. Ponadto odznaczał się nieustabilizowanym trybem życia, szczególnie jeśli chodzi o kochanki i kochanków. Tak najpewniej wygląda tajemniczy W.H.

 

Szekspirolodzy zainteresowani tą „zagadką Sonetów” dzielą się na dwa główne obozy: zwolenników Henry’ego Wriothesleya, trzeciego hrabiego Southampton (1573-1624) oraz tych, którzy uważają, że W.H. to William Herbert, trzeci hrabia Pembroke (1580-1630). Faktem jest, że Shakespeare zadedykował swoje dwa poematy „Venus and Adonis” i „The Rape of Lucrece” pierwszemu z nich. Biorąc jednak pod uwagę, że początek powstania „Sonetów” datuje się na połowę lat 90. XVI wieku, to – jak pisze z ironią Barańczak – „hrabia Pembroke byłby mimo wszystko, nawet jak na obyczaje szesnastowiecznych angielskich arystokratów, wciąż jeszcze trochę za młody, aby mógł niepokoić rodzinę swoim niewywiązywaniem się z prokreacyjnych powinności”. Fakt, w 1595 roku William Herbert miał… 15 lat.

 

Może jednak mylimy się sądząc, że jest jeden męski adresat „Sonetów” i że nie ma pomiędzy nimi żadnej ciągłości czy struktury dramatycznej? „Zagadka Sonetów” nie intrygowałaby tak wielu badaczy, gdyby wpierw nie powstały kontrowersje wokół samego Shakespeare’a i autorstwa jego dzieł. Tajemnica? Spisek jak w filmie Rolanda Emmericha? Byś może, ale pamiętajmy, że w tamtych czasach popularniejszy od Shakespeare’a był Christopher Marlowe, o którym wiemy jeszcze mniej. Może więc zamiast zaprzątać sobie umysł czysto spekulatywnymi związkami wielkiej poezji z biografią jej twórcy, poczytajmy po prostu te piękne sonety napisane przez „naszego wiecznego poetę”. A jak czytać nam się nie chce, bo bardziej nas kręcą zagadki, to lepiej posłuchajmy, jak czyta je wybitny aktor. Niech on też uszczknie sobie trochę nieśmiertelności.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także