Świeżo upieczony noblista Patrick Modiano twierdzi, że od pół wieku pisze wciąż tę samą powieść. Wydana właśnie po raz pierwszy po polsku „Perełka” to wrażenie potwierdza, bo odnajdujemy w niej cechy charakterystyczne dla stylu francuskiego pisarza: dystans, precyzję, lakoniczność i atmosferę egzystencjalnego tąpnięcia. Przede wszystkim jednak jest to kolejna próba odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób przeszłość nas definiuje i jak sami ją stwarzamy.
Ponieważ ziemia jest wielka, a żywot człowieczy krótki nad wyraz, zachodzi potrzeba pisania o szlakach wartych uwagi dla czytelników roztropnych a dziwów świata ciekawych. Ostatnie dzieła tyczące się miejsc osobliwych powstały przed ponad stu laty i nikt od tamtych czasów w krainy cudowne się nie zapuszczał. Atoli ja, drogi czytelniku, przedstawiam ci szlaki zapomniane, a drzewiej licznie uczęszczane. Sama wprawdzie nic z rzeczy tutaj opisanych na oczy nie widziałam, ale korzystam z dzieł mężów wielce zacnych, przeto o prawdziwości ich słów wątpić nie można.
Problem z książkami należącymi do kanonu literatury polega na tym, że nikt - poza Michałem Komarem - ich nie czyta. Kanon i klasyka - to słowa przeklęte, zmieniające migotliwy fenomen tekstu literackiego w eksponat, przyszpilony w gablotce wiszącej w jakimś szkolnym korytarzu.
Mariusz Szczygieł dokonał rzeczy monumentalnej. Wraz ze swoim zespołem przekopał się przez publiczne i prywatne księgozbiory, poszukując wszelkich śladów reportaży, które ukazywały się od początku ubiegłego wieku. Mimo iż, jak sam przyznaje we wstępie do „Antologii 100/XX”, nie było to łatwe, gdyż wczesne reportaże ukazywały się raczej w gazetach, niż w formie książkowej, efekty są imponujące. Ponad 1600 stron, dwa tomy, trzy kilogramy i stu autorów, w tym tak nieoczywiste nazwiska jak Zofia Nałkowska, Wanda Wasilewska czy Jerzy Urban. Wagi (nomen omen) tego wydarzenia nie da się przecenić, zwłaszcza, że Szczygieł zdecydował się zejść z utartej ścieżki i wybrać reportaże nieoczywiste, zapomniane, niezbyt kojarzone ze swymi twórcami. To zdecydowanie jedno z najważniejszych wydarzeń literackich 2014 roku, nie tylko z dziennikarskiego punktu widzenia.
Za oknem temperatury coraz wyższe, więc ubrania coraz mniej i coraz więcej ciała na widoku. I wtedy się zaczyna. Otóż rasizm najczęściej dopada mnie latem. Oto historia, która powtarza się niemal co roku, zmieniają się lektury, ale przy tej warto było spalić plecy.