13 stycznia 2015

Andersen

Osiemset stron Dzienników Andersena trafiło z pewnością do wielu pasjonatów czytania, zapewne przez sentyment do twórcy najbardziej popularnych bajek dla dzieci. Oczywiście z tych ośmiuset stron  można wyrzucić siedemdziesiąt pięć, przeznaczonych na indeks osób oraz bibliografię, ale z drugiej strony trzeba dołożyć czterdzieści osiem wstępu tłumaczki, Bogusławy Sochańskiej. Wstęp polecam wszystkim, którzy chcą zmierzyć się z losami bajkopisarza.

Opasły, czerwony tom dzienników, który po raz pierwszy ukazał się w Polsce, to tylko jedna czwarta całości obejmującej prawie 4500 stron, co w Dani przełożyło się na dziesięć tomów. Hans Christian Andersen żył długo i dzienniki towarzyszyły mu przez prawie całe dorosłe życie. Niecierpliwi zapewne zajrzeli na ich ostatnie karty, pisane w zastępstwie przez panią Melchior, przyjaciółkę, u której mieszkał, i która w stylu Andersena notowała głównie co jadł i jak się czuł, by w końcu 4 sierpnia zanotować spożycie ostatniej owsianki oraz godzinę śmierci.

Andersen, o czym zapewne niewielu wie, jest autorem nie tylko baśni, ale także sześciu powieści, pięciu książek podróżniczych, kilkudziesięciu utworów scenicznych i ośmiu tomów wierszy. I jest to autor wciąż wydawany oraz czytany, a niektóre jego wiersze przetrwały w piosenkach i pieśniach duńskich, wykonywanych na scenach do dnia dzisiejszego.

Przedzieranie się przez życie bajkopisarza wymaga hartu i samozaparcia, szczególnie dla dzisiejszego czytelnika przyzwyczajonego do wartkiej akcji i pikantnych szczegółów. Cierpliwość jednak może zostać wynagrodzona, gdyż Andersen potrafi zaintrygować opisem swoich dolegliwości, czy to żołądkowych czy zębowych, a dla niektórych, opis jego stolca będzie zapewne niezdrową sensacją.

Pisarz bardzo dużo podróżuje, spotyka się z możnymi tego świata, bryluje na dworach królewskich i salonach, potrafi skupić na sobie uwagę, opowiada swoje baśnie i czaruje. Wiek osiemnasty to czas wojny francusko-pruskiej, ale również początek kolei żelaznej, o czym, obok wystawy światowej w Paryżu,  dowiemy się z dziennika Andersena.

Prześladowały go sny, cierpiał na liczne fobie, bał się złej pogody, wojny i bólu – wszystko to wpływało na jego twórczość, o wszystkim pisał w pamiętniku. Syn szewca osiągnął niebywały sukces, lecz nie wydawał się szczęśliwy. Historie wykorzystane później w baśniach zbierał od najmłodszych lat, odwiedzając swoją babcię w przytułku, słuchając jej opowieści oraz niesamowitych historii pacjentów. Pragnął być aktorem. Dostał się nawet do szkoły baletowej przy teatrze królewskim w Kopenhadze; statystował na deskach tej sceny, ale ostatecznie został z niej wyrzucony za brak postępów. I całe szczęście, bo aktor z niego był marny.

Dzienniki to lektura wymagająca, ale będąca cennym dokumentem ukazującym życie dziewiętnastowiecznej Europy – Andersen był wnikliwym obserwatorem i obsesyjnie notował wszystko, co go interesowało, szczególnie śledząc życie kulturalne ignorując przy tym politykę.

Zdawał sobie sprawę ze swojego talentu. Przewidywał słusznie, że powieści uczynią go sławnym, a baśnie nieśmiertelnym. Przełożone na 150 języków, dają mu miano największego pisarza wszech czasów. Dzienniki pozwalają nam odkryć inną twarz bajkopisarza, choć czytając swoim dzieciom na dobranoc „Calineczkę”, znajomości Dzienników do tego nie potrzebujemy.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także