Recenzja
Na motorach przez księżycową krainę
Książka dla miłośników motocykli, a szczególnie tych, którzy wiedzą co oznacza w świecie motorów marka Royal Enfield.
Ojciec i jego szesnastoletni syn lądują w Delhi, z odważnym planem przejechania dróg u podnóży Himalajów, od granicy z Pakistanem aż po Sikkim, właśnie na motocyklach tej marki, produkowanych kiedyś w Wielkiej Brytanii, a po 1995 roku, po wykupieniu nazwy przez Hindusów, wytwarzanych w Indiach, wraz z flagowym modelem Bullet, na którym zresztą nasi podróżnicy się przemieszczali.
Książki o dalekich i egzotycznych wyprawach budzą zawsze pewnego rodzaju fascynację, zwłaszcza, kiedy się je przegląda, podziwiając kolorowe zdjęcia i dziwnie brzmiące nazwy. Ale czy powinno się czytać relacje z wypraw do miejsc, w których jeszcze nie byliśmy? Czy barwne opisy są w stanie pochłonąć naszą wyobraźnię na tyle, żeby choć w ułamku poczuć to, co czują autorzy? Moja od lat sprawdzona metoda polega na czytaniu książek podróżniczych wyłącznie w momencie pobytu w opisywanym miejscu, bądź wówczas, kiedy już udało mi się je poznać wcześniej.
Witold Palak jest podróżnikiem i globtroterem. Podróżuje po świecie od ponad 30 lat. Miłośnik Tatr i Himalajów, żeglarz i gitarzysta, zdobywca Kolosa w kategorii Podróże, wydaje się być niespokojnym duchem, choć sam określa siebie mianem: włóczykij.
Relację z podróży motocyklowej Palaka czytałem z przyjemnością, ponieważ nie musiałem sobie niczego wyobrażać – ten fragment Indii oraz Nepal poznałem osobiście i wiem, co znaczy marznąć w nieogrzewanych pokojach prymitywnych hotelików w indyjskim Tybecie, jak fascynują poranne modlitwy mnichów i jak wygląda delhijska ulica.
Pan Witold wraz z synem porywają się buńczucznie na wyprawę, która wydaje się skazana na porażkę: prawo jazdy uzyskane w Polsce za trzecim podejściem zostało w kraju, a motocykle kupione w Delhi stanowią niewiadomą, gdyż nasi rodacy znają się na motoryzacji jak Hindusi na uprawie rzepaku.
A jednak podróż toczy się w miarę sprawnie, motory zaprawione w boju psują się sporadycznie, a motocykliści pokonują kolejne przełęcze, znosząc dzielnie niewygody i spartańskie warunki panujące w najbardziej odległych krainach Ladakhu czy Zanskaru.
„Księżycowa autostrada” miała być w zamierzeniu nie tylko próbą udowodnienia, że nawet najbardziej szalony pomysł można zrealizować dzięki samozaparciu i odporności na niewygody, ale chyba przede wszystkim miała pokazać, jak funkcjonuje układ ojca z synem w skrajnych warunkach drogi. I to się chyba udało najmniej, ponieważ te stosunki układają się im nieomal idyllicznie i relacja ojca, psychologa z wykształcenia, w której syn jest niejako na marginesie, koncentruje się na opiewaniu tej doskonałej symbiozy.
Książka z pewnością jest mocno wygładzoną opowieścią o trudach podróżowania drogami Indii i Nepalu, między innymi słynną National Highway czy też zdobywania najwyżej położonych przełęczy, na które można wjechać. Podczas pisania wspomnień odrzucamy podświadomie cały ten trud, który trzeba ponieść, żeby zachłysnąć się chwilą, przygodą, wrażeniem. Szkoda, że Palak nie sięgnął trochę głębiej i nie zaserwował nam „podróżniczego mięsa”, ale rozumiemy, że ta przesycona delikatnym humorem relacja ma nas zachęcić do podjęcia ryzyka przygody, a nie odstręczyć niewygodami, na które musielibyśmy się skazać, gdyby przyszło nam do głowy powtórzyć wyczyn ojca i syna.