Recenzja
Ostatnia gospoda
Żyję jak ktoś oby dla samego siebie
Imre Kertesz zaistniał w świadomości czytelnika jako noblista, autor “Losu utraconego” – prawdopodobnie jednej z najważniejszych powieści współczesnych. Po latach Kertesz stwierdził: „Według węgierskiej krytyki, monografii i diabli wiedzą kogo moja pisarska kariera, od czasu “Losu utraconego”, to ustawiczna katastrofa, upadek, beznadzieja i beznadziejna walka z brakiem talentu”. Jakie miejsce może zatem zająć w twórczości węgierskiego autora “Ostatnia gospoda”?
Przy lekturze dzienników czy pamiętników pisarzy, zawsze pojawia się pytanie, w jakich proporcjach rozkładają się prawda i kreacja literacka. Kertesz porusza w “Ostatniej gospodzie” tematy niezwykle intymne, jednak nie przestaje marzyć o stworzeniu kolejnego dzieła, które dałoby mu poczucie literackiego spełnienia. Faktem jest również, że przed publikacją autor poświęcił wiele czasu na opracowanie tekstu – jak podaje Kinga Piotrowiak-Junkiert, Kertesz wyciął spore fragmenty, a ponadto pousuwał daty, co nadaje dziennikowi zupełnie inny charakter.
Kertesz pisze o przeciwnościach, z którymi musi się mierzyć – śmierci przyjaciół, postępującej chorobie żony, własnych problemach zdrowotnych, braku snu i poczuciu bezsilności. Notuje postępy pracy nad filmem, okoliczności i konsekwencje „katastrofy” noblowskiej, zdaje relacje z podróży. Bardzo wnikliwie analizuje również sytuację polityczną oraz poziom kultury swego ojczystego kraju. Fakty, jakie odnotowuje Kertesz, stają się punktem wyjścia do filozoficznych rozważań. Tekst dziennika otwiera akapit: „Świt. Widmowość świata i ludzi. Jakby nie istnieli ludzie, tylko zjawy. Także ja jestem duchem, nie wiem czyim, nie wiem też, jakiego rodzaju reguły określają, że coś ma wprawiać moją widmowość w ruch i nią kierować na ziemi”. Zagadnienie tożsamości staje się dla pisarza niezwykle ważne – co określa go jako człowieka? Z czego wynika jego przywiązanie i jednoczesna niechęć do Węgrów? Jakie znaczenie i sens ma życie, i czy byłby w stanie, powinien, je sobie odebrać? Co zrobić, by zaspokoić swą pisarską próżność? Wszystkie te pytania, jakie zadaje sobie Kertesz sprawiają, że dzienniki spowija mroczna aura.
Nie ulega wątpliwości, że poznanie Kertesza oraz jego twórczości nie może być pełne bez lektury “Ostatniej gospody”. To ostatnia próba uporządkowania własnych doświadczeń oraz wynikającego z nich światopoglądu, zbliżenia się do poznania tajemnicy jaką sam dla siebie jest człowiek, przy jednoczesnym stworzeniu misternie skonstruowanego dzieła literackiego. „Pisać jako świadek samego siebie, na chłodno, niemal ciesząc się z własnego nieszczęścia”.