Recenzja
Polska 2.0
Zabawa w historię alternatywną bywa złudna. Wymaga bowiem od pisarza sprawnego lawirowania na cienkiej linii między historyzmem, a wróżbiarstwem, doskonałej znajomości przeszłości, a jednocześnie zwinnego poruszania się w świecie futurologii. Łakomym kąskiem dla pisarzy gatunku bez dwóch zdań jest burzliwa historia naszej ukochanej Rzeczpospolitej. I tak powstały wizje Drugiej Rzeczpospolitej Obojga Narodów (Polsko-Chińskiej!) Lewandowskiego, mrocznej, przegranej wojny polsko-bolszewickiej w „Xavrasie Wyżrnie”, Polski jako ostoi chrześcijaństwa w Europie zdominowanej przez Arabów („Krzyżacki poker”). Była też „Zadra” Piskorskiego i etheryczne gdybania na temat roli naszego kraju w Nowej Europie. Teraz czas na Inglota i jego wersje (liczba mnoga nieprzypadkowo!) przyszłości Polski.
Jest rok 2037. Jacek Inglot prezentuje dwie wizje Polski, dzieląc swoją powieść na odrębne części, luźno związane ze sobą przeszłością oraz kilkoma bohaterami, jednak odbywające się w dwóch, zupełnie różnych alternatywnych rzeczywistościach. W obu przypadkach Polska doświadczona zostaje przez populistyczne rządy Partii Przyjaciół Ludu. Kraj spustoszony ekonomicznie przez nierealne do spełnienia świadczenia socjalne poprzedniej (obecnej) władzy, podzielony ideologicznie i fatalnie odbierany na arenie międzynarodowej popada w ogromny kryzys. Przejęcie władzy przez PPL tylko pogarsza sprawę. W pierwszej części wychodzi jej to na dobre, scenariusz zaś jest do granic możliwości optymistyczny, w drugiej zaś mamy do czynienia z opcją bardzo mroczną, mocno skoncentrowaną w stronę science-fiction.
W pierwszej z nich Władysław Sidorski, były minister, polityczny emeryt (nie trudno się domyślić, kim byli protoplaści jego postaci) zirytowany rządami PPL-u postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wzorem Piłsudskiego dokonuje zamachu stanu. Inglot przyklaskuje tutaj tezie, że Polacy lubują się w zamordyzmie i mimo początkowej fali oburzenia, dobrze odnajdują się w nowej, totalitarnej rzeczywistości. Zwłaszcza gdy zaczynamy dawać w kość Rosjanom i rozdawać karty w środkowej Europie.
Impulsem do puczu Sidorskiego było wyciągnięcie z niebytu publikacji Adama Tarkowskiego – nieznanego powszechnie nauczyciela historii z Nowego Sącza. Kapitalnym zabiegiem Inglota było stworzenie książki w książce, rozprawy o przyszłości Rzeczpospolitej pt. „Jagiellonia 2.0”, geostrategicznej koncepcji Tarkowskiego, którą Sidorski za wszelką postanowił wcielić w życie. Jej fragmenty przeplatają komentarze narratora i główny wątek fabularny. „Jagiellonia 2.0” została wprowadzona do szkół średnich przez osobisty rozkaz Sidorskiego. Niewiele osób mogło zrozumieć, dlaczego książka nieznanego nikomu historyka, napisana trzydzieści lat wcześniej ma być czytana przez wszystkich. Z czasem, gdy Polska odzyskuje dawną świetność, ludzie tracą wątpliwości czemu to właśnie ta lektura motywowała Sidorskiego do działania.
W pierwszej części śledzimy losy ciemnoskórego żołnierza polskiej armii M’Bekiego. Jego obecność w wojsku wiążę się z falą niewybrednych żartów, zdziwieniem i dyskryminacją. Nie trudno domyślić się, że z czasem stanie się bohaterem, a wszelkie uprzedzenia jego dowódców pójdą w zapomnienie. To właśnie w ręce M’Bekiego trafia egzemplarz „Jagielloni 2.0” i wraz z nim odkrywamy koncepcję powrotu wielkiej Polski, nawiązującej do czasów świetności królestwa Jagiellonów.
Inglot zdecydowanie nie radzi sobie z budowaniem fabuły, lepiej czyta się fragmenty, w których analizuje, interpretuje i przewiduje losy naszego kraju. Autor opisuje historię Polski od jej początków po lata trzydzieste XXI wieku. Dogłębne rozważania Tarkowskiego (Inglota) to wciągająca powtórka z historii i ciekawe spojrzenie na najbliższą przyszłość, kryzysy ekonomiczne, problemy społeczne i polityczne. Ważne żeby zagryźć zęby, przebrnąć przez nudny wątek rodzinny M’Bekiego, tonę nieśmiesznych żartów, urywkowe relacje z potyczek polskiej armii i chaotyczne przeskakiwanie z akcji do akcji, a lektura okaże się czystą przyjemnością.
W drugiej części Inglot poszedł krok dalej, wymyślając koncepcje bardzo futurologiczne. Przedstawia wizję kraju, który znalazł się w totalnej ruinie, brak żywności, pieniędzy i warunków do życia doprowadza do sytuacji, w której władza posuwa się do mechanizmów znanych z III Rzeszy. W Polsce dochodzi do pozbywania się w tajemniczych okolicznościach starych ludzi, dostępne są tylko jednostronne media, w miastach panuje wszechobecny chaos, kraj podzielony jest na dystrykty, rządzone przez lokalnych oligarchów i gangsterów. W przeciwieństwie do pierwszej części nie udaje się przeprowadzić zamachu stanu, większość jego dowódców trafia do więzienia, jednak (o dziwo!) Sidorskiemu udaje się uciec. Dzięki pieniądzom Tarkowskiego, który w drugiej części jest miliarderem, na dnie Pacyfiku powstaje Polska 2.0. Poznajemy jej tajniki dzięki dziennikarzowi Grodeckiemu, wysłanemu przez reżimowe media do stworzenia reportażu o rozrastającej się metropolii.
Najnowsza książka Jacka Inglota jest bardzo aktualna, odważna, nawiązująca do kontrowersji związanych z obecną władzą. Zbieżność programowo-ideowa Prawa i Sprawiedliwości i Partii Przyjaciół Ludu, mimo aluzji, że PPL przejął władzę właśnie po PiSie, jest oczywista. Rozdawnictwo, głoszenie populistycznych haseł, narodowo-katolicki światopogląd, agresywne przejmowanie mediów, nienawiść do sąsiadów, zrzucanie winy na poprzednich rządzących, („zdrajców i obcych”), od razu rzucają się w oczy. Inglot zestawia dwa skutki fatalnych rządów PPL-u – w pierwszej odsłonie to „zimny prysznic”, dzięki któremu Polska odzyskuje dawny blask, wstęp łechtający nasze narodowe ego, w drugiej nie jest już tak kolorowo.
„Polska 2.0” jest bardzo nierówna, pierwsza część zdecydowanie lepiej wypada na tle drugiej. Przeplatanie dyskursu teoretycznego z fabularnym wychodzi Inglotowi doskonale, a odkrywanie wraz z jego bohaterami związków przyczynowo-skutkowych, prowadzących do zawirowań w historii naszego kraju, to czysta przyjemność.
Mimo dwóch różnych zakończeń, rozwiązań mniej lub bardziej realistycznych, „Polska 2.0” to książka ważna, smutna, do bólu aktualna, alarm ostrzegawczy przed tym, do czego mogą doprowadzić nierealne do spełnienia obietnice wyborcze, ksenofobia i brak szacunku dla własnego kraju. Wbrew niezbyt interesującym wątkom fabularnym Jackowi Inglotowi nie można odmówić ogromnej wiedzy historycznej, odwagi i pomysłowości, a przede wszystkim ironii.