Recenzja
Sezon na truskawki – recenzja
Na jednej z kamienic przy krakowskich bulwarach wiślanych znajduje się intrygujący napis, którego zdjęcia krążą po internecie. Na widok niezbyt zgrabnie napisanego hasła „kiedy ostatni raz robiłeś coś po raz pierwszy?” wielu przechodniów zatrzymuje się zaintrygowanych. Ten slogan znakomicie koresponduje z działaniami bohaterek najnowszego zbioru opowiadań Marty Dzido pt. „Sezon na truskawki”, bowiem w każdej z dziesięciu opowieści bohaterki po raz pierwszy stają przed różnego rodzaju wyzwaniami. Czasem z własnej woli, czasem z ciekawości, a czasem, jak w mitach, pod wpływem przedziwnego zrządzenia losu, fatum.
Bohaterki „Sezonu na truskawki” po raz pierwszy umawiają się na randki, ulegają namiętnościom. W kolejnych opowiadaniach pierwszy raz się całują, masturbują, eksperymentują, wystawiają na próby swoje rządze i instynkt. Instynkt, któremu się poddają, który tłamszą i wyzwalają, który nie pozwala im naturalnie myśleć i który daje dodatkowego kopa. Dzido opisuje zmagania dojrzewających bohaterek, starających się ujarzmić kotłujące w nich hormony. Bohaterki „Sezonu na truskawki” pierwszy raz też zdradzają, przeżywają rozstania, pierwszy raz decydują się wrócić, wplątując się w różnego rodzaju toksyczne relacje. Każda z konfrontacji, czy to z samą sobą, czy z drugim człowiekiem, otwiera kolejne szufladki w ich życiu.
Wiele czytelniczek mogłby doszukać się w postaciach i sytuacjach wykreowanych przez Dzido własnych doświadczeń, związanych z przekraczaniem kolejnych granic. Każda z opowieści przedstawionych w „Sezonie na truskawki” jest uniwersalna – w zasadzie bohaterką każdego z tych opowiadań mogłaby być jedna dziewczyna. Wystarczyłoby zmienić detale i czas akcji. Kolejność opowiadań nie jest tutaj przypadkowa, a cały zbiór tworzy pewną zamkniętą całość. Zaczyna się niewinnie, od pierwszych dyskotek, nieśmiałych uśmiechów i buziaczków, a kończy na przeżyciach dojrzałych matek, którym już ciężko znaleźć rzeczy do zrobienia po raz pierwszy.
Choć na pozór to książka wskroś kobieca – o kobiecej zmysłowości, inicjacjach, poznawaniu siebie i odkrywaniu seksualności, to (co wiem z autopsji) dobrze mogłaby się sprawdzić, jako wprowadzenie do wiedzy o kobietach dla mężczyzn. Na przestrzeni niewielu ponad dwustu stron Dzido opisała niemal wszystkie etapy życia kobiety i ich rozterki, problemy, wyzwania, z jakimi muszą się mierzyć w patriarchalnej rzeczywistości. Dzido pisze również o wahaniach nastrojów, instynkcie macierzyńskim, pociągu dziewczyn do innych dziewczyn, o perwersjach, szukaniu wrażeń w życiu codziennym i w sypialni. Wielu niuansów czytelnik-mężczyzna może nie wyłapać. Ciężko też będzie mu utożsamić się, z którąś z bohaterek. Plastyczność opisów Marty Dzido, pozwoli jednak wielu mężczyznom zobaczyć, jak „to” mogło wyglądać od drugiej strony – gdy dziewczyna odmawiała, gdy źle się czuła, nie odbierała albo wręcz odwrotnie, gdy była zbyt nachalna, chętna albo roztargniona, a także gdy wydawało się, że robiła coś wbrew sobie.
„Sezon na truskawki” to również książka o tym, jak ułomny jest polski język, jeśli chodzi o nazewnictwo wszelkich rzeczy związanych z seksem, seksualnością i ludzką fizjologią. Wybór nie jest zbyt szeroki – medycznie albo wulgarnie. Pozostaje jeszcze trzecia droga – zwykle kończy się na infantylnych określeniach. Bohaterki tytułowego opowiadania nie chcą używać takich słów, jak okres, miesiączka czy („jeszcze gorzej”) ciota. Umówiły się zatem na tajny szyfr. Po haśle „sezon na truskawki” nie muszą już dodawać szczegółów o bólu brzucha czy podpaskach.
W dobie powszechnego dostępu do takich seriali, jak „Sex Education”, „Euphoria” czy „Sexify”, ciężko powiedzieć, że Dzido przełamuje jakieś tabu. Choć seks wylewa się z każdego opowiadania hektolitrami, to jest on tutaj zaledwie (albo aż) leitmotivem, który staje się pretekstem do opowiedzenia historii o kobietach (kobiecie), które(a) nie chce płynąć z prądem.