Recenzja
Historia Wieśka, który wymknął się konwencjom
Postać cinkciarza znam, niestety, tylko z filmów i zdjęć. Niezależnie jak jest on portretowany, zazwyczaj utożsamia się go z cwaniactwem. W wariancie komediowym to dowcipkujący lawirant, który tylko szuka okazji, aby coś załatwić na stronie. W nieco dramatyczniejszym ujęciu, cinkciarza przedstawia się jako manipulatora i oportunistę, który sprzeda własną matkę, aby wyjść z sytuacji korzystnie. Czasem w przyciasnym kaszkiecie, najczęściej z wąsem, ale zawsze w kurtce o milionie kieszeni.
Smutek cinkciarza jest drugą w tym roku książką z serii „Na F/aktach” wydawnictwa Od deski do deski. Wyjątkowość cyklu polega na formule fabularyzowania akt kryminalnych, wybranych przez samych autorów. Gdy dowiedziałem się, że sprawą morderstwa pewnego sopockiego waluciarza w blokowisku, które zamieszkiwał w 1985 roku, postanowiła zająć się Sylwia Chutnik, nie mogłem nie zareagować chorobliwą ciekawością.
Niejednoznaczny król Bielan
Tradycji stało się zadość i autorka Kieszonkowego atlasu kobiet przeniosła akcję z Trójmiasta do – zaskoczenie – Warszawy! Właśnie na warszawskie realia pisarka przełożyła historię głównego bohatera. Krytyczni napisali, że to pójście na łatwiznę, unik, lenistwo. Malkontentom odpowiem, że jeżeli w taki sposób opisywany będzie świat przedstawiony w powieści, to niech i historia będzie przeniesiona choćby ze Sri Lanki. Chutnik już nie raz udowodniła, że ma jednocześnie uważne ucho i oko do portretowania swojego rodzinnego miasta. Smutkiem cinkciarza potwierdziła umiejętność niezwykłego wczuwania się w tkankę miejską Warszawy, nie tylko obecną i znaną pisarce, jak również minioną i odległą.
Wiesiek był przyzwoitym chłopakiem. W szkole nie przodował, ale potrafił zadbać o własne sprawy. W życiu również nie był człowiekiem-dynamitem, ale gdy doszło co do czego, to słychać go było na całym osiedlu. W wieku dwudziestu dziewięciu lat postanowił zostać cinkciarzem, a ta decyzja pokierowała jego życie na ścieżkę, której finał dzisiaj znamy z akt sądowych. Zanim jednak sprawy przybrały tragiczny obrót, w środowisku cinkciarzy Wiesiek był księciem Marymontu, a nocą Bielany zamieniały się w jego królestwo.
Pomimo całej przeciętności i zwyczajności – poza cinkciarskim rzemiosłem – Wiesiek był wyjątkową postacią, a Chutnik wykonała potężną pracę rekonstruując profil jego osoby, wyszczególniając niuanse znane wyłącznie aktom sądowym. Najbardziej intrygującą częścią książki są sprzeczności Wieśka, które spotykają się gdzieś pośrodku, tworząc konglomerat zdrowego rozsądku oraz upustu dzikich emocji. Bez wielkich narracji oraz górnych rejestrów Chutnik uchwyciła rzeczywistość rodzinnego mężczyzny za dnia z samozwańczym królem życia nocą: „To było moje drugie życie. Pierwsze to rodzina, zarabianie, trudy życia codziennego. I drugie – nocne, bajeczne. Obsypane brokatem podświetlonym światłami znad sceny. Muzyka, występy, spocony tłum nacierający na siebie wokół parkietu. Raj dla zmysłów i wspaniałe zapomnienie”.
„Lubiłem niezłą zabawę wpuszczać do swojego organizmu, bo to dla mnie było jak tlen…”
Autorka nie kończy jednak na Wieśku i jego najbliższym otoczeniu. Intryga jest w Smutku cinkciarza punktem wyjścia i zaznaczeniem granic, czasowych i terytorialnych. Na wzmiankę zasługuje też ukazanie tego specyficznego klimatu lat osiemdziesiątych. Pełna absurdów i komplikacji rzeczywistość PRL-u, ujęta w soczewce efemerycznej atmosfery dancingów. Tajemniczej, hipnotyzującej i jednoczącej wszystkich pod wirującymi odblaskami dyskotekowej kuli.
Chutnik kolejny raz udowadnia, jak potrzebne jest jednostkowe ujęcie historii. Przez pryzmat Wieśka, autorka opisała wszystkie barwne historie, które szybko przemieniały się w miejskie legendy warszawskiego półświatka. Wiarygodności dodaje też fakt, że pisarka prywatnie jest córką byłego wodzireja takich imprez i w opisach wydarzeń nie ma krztyny literackiej ofensywy.
Równie ciekawe i niezwykle rzadkie jest spojrzenie na okres Polski ludowej z innej perspektywy niż tej stojącej pod znakiem alkoholu. Owszem, trunki są obecne, ludzie piją, nierzadko na umór, ale tytułowy smutek zauważalny jest nie znad kieliszka, ale w przerwach ówczesnych szlagierów skąpanych w horrendalnych ilościach brokatu i cekinów, czego zresztą Wiesiek nie omieszkał podkreślić słowami: <<Nie chodziło przecież o procenty, tylko o emocje. Głośna muzyka, tłum, zapowiedź czegoś nie z tej ziemi. Wódka była tylko dodatkiem, taką kropką nad „i”>>.
Mimo że cinkciarze, dancingi oraz taneczna rzeczywistość PRL-u dalej pozostają dla dzisiejszych młodych nieodkrytą tajemnicą, to właśnie takie pozycje jak Smutek cinkciarza, niźli kolejna kronika historyczna, przybliżają do zrozumienia atmosfery i ducha tamtych czasów. I niechaj pierwszy rzuci kamieniem ten, kto po lekturze najnowszej książki Sylwii Chutnik nie zanuci pod nosem Jak się masz, kochanie, jak się masz…