Recenzja
Tatuaż ze Szczerkiem
Tatuaż ze Szczerkiem
„On wszędzie był i wszystko widział” − tak głosi posłowie śnieżnobiałej książki z charakterystycznym logiem z przeciętą wpół twarzą. Słowo ciałem się stało – Szczerek przeszedł z Ha!artu do Wydawnictwa Czarnego. Bez fanfar, deklaracji czy obietnic. Trzymałem w ręku pozycję, której okładkę autor wrzucił miesiące wcześniej na Facebooka. Zastanawiałem się, czym będzie skutkował ten mariaż? Jak bardzo będzie się różnić nowe dzieło od rockendrolowego „Przyjdzie Mordor i nas zje…” oraz samochodowej „Siódemki”. Skoro Szczerek zawitał do stajni Andrzeja Stasiuka, to czy tak jak on będzie badał nieskończoność i dotykał metafizyki?
Ukraina 2.0. beta
Szybciej, mocniej, więcej. Ta zasada obowiązuje kontynuacje, głównie filmowe, chociaż literackie powoli także. „Tatuaż z tryzubem” nie jest jednak kolejną częścią, co sugeruje kolejne posłowie: „Szczerek znów w Mordorze”. Następne dzieło krakowskiego pisarza jest rozwinięciem, swoistą ewolucją. Podczas gdy akcja „Mordoru…” przypomina spacer na Marsie, przez Ukraińskie sprzeczności i absurdy, „Tatuaż” stanowi spójną podróż i próbę ustalenia, czym jest dzisiaj ukraińskość oraz podpatrzenia jak powstaje( CZY POWSTAJE) nowa, postmajdanoska Ukraina.
Jest poważniej, surowiej, a momentami intymniej, gdy Szczerek rozmawia z policjantami, żołnierzami, protestantami, a przede wszystkim zwykłymi ludźmi, którzy w cieniu majdańskiej rewolucji walczą o chociaż odrobinę normalności. Odrobinę zwykłego życia, jako sprzedawca w sklepie, kelner w barze czy pracownik w fabryce.
Mimo poważniejszej tematyki dzieła, autor nie traci poczucia humoru, zmienia jedynie trajektorię jego lotu. Podczas pierwszej fabularnej wyprawy na Ukrainę, popkulturowo dekonstruował paradoksy codzienności tego kraju, popijając przy tym wysokoprocentowy trunek ziołowy na placu zabaw dla dzieci. Na kartach najnowszej powieści, wspina się między innymi na taras soboru świętego apostoła Andrzeja i doświadcza zbliżenia z Bogiem, aby chwilę później wywalić się na tyłek, przejechać kilkadziesiąt metrów po oblodzonej ulicy, aż pod nogi przypadkowych przechodniów, wstać, otrzepać się i dojść do wniosku, że Boga jednak nie ma w Kijowie.
Faszyn from raszyn
„Tatuaż…” narracyjnie przypomina średniowieczny tryptyk. Centralną częścią obrazu namalowanego słowami Szczerka jest kijowski Majdan oraz wydarzenia zimy przełomu lat 2013/14. Boczne skrzydła fabularnie dzielą kraj na wschód i zachód od Majdanu.
Od zdystansowanego i kawiarnianego Lwowa aż po targany wojenną zawieruchą Donbas. Samochodem, pociągiem, autokarem. Tworzy koło, zahaczając nawet o południe kraju nad Morzem Czarnym. Streszcza rozmowy, które przeprowadził i podsłuchał. Przedstawia realia postradzieckiej apokalipsy, zamalowanej na żółto i niebiesko. Ukraińską dumę oraz wstyd. Honor i jego przeciwieństwo.
„Tatuaż z Tryzubem” nie jest „jazdą bez trzymanki” bądź „rokendrolowymi przygodami po byłym sojuzie”, które często wydawca dodawał na plakacie czy reklamie, aby uatrakcyjnić pozycję. Surowa i ascetyczna okładka oraz pierwsze posłowie (nomen omen, autorstwa samego Szczerka), jasno mówi, na co czytelnik będzie musiał się przygotować: „To nie jest kolejna książka o Majdanie i o wojnie w Donbasie. To podróż przez tworzące się państwo. Niekiedy post-apokaliptyczne, niekiedy ryczące od entuzjazmu”. Pisarz wyważył nastrój w całej powieści, bo sceptycznie, ale równocześnie z powagą podchodzi do wysoce-narodowych zdobyczy wspaniałych ukraińców, a z lekką ironią i śmiesznością do sytuacji pełnych beznadziei, w których egzystencja wydaje się żartem, ale jest jedyną, formą, na którą stać tamtych ludzi.