10 czerwca 2014

W cudownym kraju, gdzie nie wydarzyło się nic

Podawano, że zginęło blisko 85 tysięcy ludzi. Równie dobrze ofiar mogło jednak być dwa razy tyle. Może nawet pół miliona. Tylko że to nie liczby są tu najważniejsze. W maju 2008 roku deltę rzeki Irawadi nawiedził cyklon Nargis. Rządząca w Birmie junta zamknęła granice i odcięła obywateli od pomocy międzynarodowej. Generałowie udawali, że sytuacja jest opanowana i bagatelizowali rozmiary katastrofy. Inaczej niż w przypadku huraganów Katrina i Sandy, media poświęciły tej tragedii niewiele miejsca. Zadziałała cenzura. Zablokowano obieg informacji. Wizerunek Birmy – kraju szczęśliwych ludzi – nie mógł ucierpieć.

 

„Spustoszenie” przenika tę złudną rzeczywistość. Wykorzystując Nargis jako punkt wyjścia, Emma Larkin przedstawia prawdziwy obraz Mjanmy. Amerykańska dziennikarka przeprowadza czytelnika przez główne wątki: cyklon i jego bezpośrednie skutki, historię kraju i junty oraz długofalowe konsekwencje katastrofy. Tworzą one obraz państwa, zmagającego się z dwoma żywiołami – politycznym i naturalnym, w równym stopniu odpowiedzialnymi za cierpienie mieszkańców Birmy.

 

Nie brak w tym reportażu poruszających momentów. Larkin mówi o śmierci, rozkładających się zwłokach, obdartych ze skóry ludziach, amputacjach, ale nie epatuje tymi obrazami. Większe wrażenie robią przytaczane przez autorkę zwykłe, ludzkie dramaty, jak choćby opowieść o wujku Zinie, relacja Mya Wina czy historia małej, osieroconej Ma Pyu. Autorka, dzięki wartkiej narracji i plastycznym, precyzyjnym opisom, sugestywnie oddaje atmosferę osamotnienia, poczucie straty, niesprawiedliwości, a przede wszystkim bezradności, wynikającej z kaprysu władz lub – po prostu – ich paranoicznej oceny sytuacji.

 

Birma w „Spustoszeniu” to kraj strachu, zabobonów, serwilizmu urzędników, działalności na pokaz. Krytyce poddawany jest jednak nie tylko reżim, ale i ONZ oraz organizacje humanitarne, kraje pierwszego i drugiego świata za ich bezczynność, a także USA za agresywną politykę. Larkin unika przy tym jednoznacznej oceny i prostych oskarżeń. Próbuje zrozumieć przyczyny zaistniałej sytuacji. Stara się też wprowadzić w realia kraju – jego kulturę i religię.

 

Ale przede wszystkim jej książka jest świadectwem tragedii, jaka dotknęła jeden z najbiedniejszych krajów na Ziemi. To jedyne epitafium, na które mogły liczyć ofiary cyklonu. Mimo smutku, jest w nim nadzieja, że Birmańczykom uda się odbudować życie ze zniszczeń.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także