Recenzja
W odmętach okrucieństwa
„Wodne anioły” Monsa Kallentofta rozpoczynają nowy cykl inspirowany czterema żywiołami. Czy po sukcesie, jaki odniosły poprzednie powieści, autor nadal jest w stanie zaskoczyć swych odbiorców i zaproponować im coś nowego?
W bogatej dzielnicy Linköpingu zostają znalezione dwa ciała – Patricka i Cecilii Andergrenów. Nikt jednak nie widział ich pięcioletniej córki Elli, niedawno adoptowanej Wietnamki. Malin Fors i jej zespół, powiększony o nowego pracownika – Elin Sand – bez reszty poświęca się sprawie i dokłada wszelkich starań, aby jak najszybciej odnaleźć dziewczynkę. Śledztwo komplikuje się, kiedy komisarz wpada na trop nielegalnych adopcji z Wietnamu i oszukiwanych rodziców biologicznych, którzy zostali zmuszeni do sprzedaży swoich dzieci. Malin podejrzewa, że Patrick Andergren odkrył niewygodną prawdę, za co zapłacił cenę najwyższą z możliwych.
„Wodne anioły” nie odbiegają od pozostałych powieści Kallentofa. Znajdziemy w nich wartką, trzymającą w napięciu akcję, ciekawą poetykę – pisarz nie rezygnuje z przytoczenia monologów ofiar – oraz wątki społeczne. Tym razem autor skupia się na nielegalnym handlu dziećmi oraz trudnym problemie adopcji. Ten wątek powraca także w prywatnym życiu Karin – przyjaciółki głównej bohaterki – której córeczka Tess również została adoptowana, oraz Malin, zmagającej się z wyrzutami sumienia matki zaniedbującej swoje dorosłe już dziecko.
Najnowsza powieść Kallentofta nie wyróżnia się niczym szczególnym. „Wodne anioły” nie rozczarują wprawdzie miłośników skandynawskich kryminałów, ale niekoniecznie zachęcą do lektury nowych czytelników.