Recenzja
Żyć, kochać, pisać
Jak na atak na redakcję „Charlie Hebdo” zareagowałaby Oriana Fallaci, włoska dziennikarka i pisarka znana z bezkompromisowych tekstów? Niewątpliwie z piórem w ręku i z pasją, która cechowała jej życie, prywatne i zawodowe. Teraz wypełnia strony jej biografii.
Oriana Fallaci pisała o Hollywood, o podboju kosmosu i o wielkiej polityce. Zawsze traktująca swój zawód jak misję, z czasem została korespondentką wojenną i, co było jej największą ambicją, pisarką. W dzieciństwie uczestniczka antyfaszystowskiego ruchu oporu, niedoszła lekarka i filolog, wreszcie całkowicie poświęciła się dziennikarstwu, szybko wyrobiła sobie styl i warsztat, stopniowo pisała coraz poważniejsze teksty. Jednak droga na szczyt nie była łatwa i nawet po śmierci Oriana Fallaci nie stała się w swojej ojczyźnie autorytetem, a we włoskim środowisku dziennikarskim wielu do dziś nie może się pogodzić z tym, że była kobietą.
Zbyt trudna do zaszufladkowania, strzegąca swej prywatności autorka nieraz boleśnie autobiograficznych książek („List do nienarodzonego dziecka”), ateistka przyjaźniąca się pod koniec życia z arcybiskupem, lubiąca mężczyzn prekursorka feminizmu, samotna i bezdzietna – to ostatnie to największa tragedia jej życia – jednocześnie uważała samotność za warunek swej twórczości i potrafiła uczciwie przyznać, że nie jest gotowa na macierzyństwo.
W artykułach i wywiadach nie oszczędzała nikogo. Zawsze ceniąca USA krytykowała ten kraj za wojnę w Wietnamie i popieranie prawicowych dyktatur w Ameryce Południowej. Ona, której nigdy nie było po drodze z prawicą, stała się nieomal jej ikoną, gdy po 11 września 2001 r. zaatakowała islam (esej „Wściekłość i duma”). Dumni, że wśród możnych tego świata, z którymi przeprowadzała wywiady (m.in. Henry Kissinger i ajatollah Chomeini) znalazł się Lech Wałęsa pamiętajmy, że scharakteryzowała go jako „(…) próżnego i pewnego siebie ignoranta”.
W biografii pióra Cristiny de Stefano dobrze widać wszystkie te sprzeczności oraz wspomnianą już pasję – źródło fenomenu Oriany Fallaci. Ta drobna kobieta, niezwykle silna i z trudnym charakterem, gdy się zakochała stawała się krucha i delikatna. Gubiła wówczas pisarski instynkt tworząc czasem wręcz banalne wiersze (ukochany „otwiera drzwi mojej duszy / zamknięte na klucz”), lubiła męskie chrapanie, a wraz z listami przechowywała… gumę do żucia swojego mężczyzny, już przeżutą! W książce znajdziemy złożony obraz kobiety i niezwykłego człowieka, a w morzu cytatów, choć zbyt rzadko opatrzonych przypisami, odkryjemy nieznaną twarz pisarki. Być może to właśnie trzeba uznać za największą wartość „Portretu kobiety”, bo o świetnych wywiadach i ostrym piórze wiedzieliśmy.
W 2006 r. zabił ją rak. Publicznie ujawniła, że jest chora, czym złamała kolejne tabu. Choć z miejsca uznała guza piersi za śmiertelnego wroga, pochłonięta pisaniem nie walczyła z nowotworem tak, jak by mogła (powinna?). Jednak gdyby podporządkowała się chorobie, odłożyła pracę, nie byłaby w pełni Orianą Fallaci.