Recenzja
Bonda na topie
„Pochłaniacz” Bondy to krwista, smakowita porcja literacka, którą ciężko wtłoczyć jedynie do przegródki z powieściami kryminalnymi, gdyż posiada tak bogaty zasób namiętności czytelniczych, że można by obdzielić nimi kilka współczesnych książek naszych pisarzy.
Katarzyna Bonda nie dostała w tym roku nagrody Wielkiego Kalibru, za to czytelnicy bezdyskusyjnie uznali ją za najlepszą w swoim plebiscycie i uhonorowali za powieść „Pochłaniacz”. Kontynuacją „Pochłaniacza” jest „Okularnik”, druga część przygód profilerki Saszy Załuskiej. Bonda postanowiła napisać cztery kryminały, nawiązujące do czterech żywiołów: najpierw dostaliśmy Powietrze i Ziemię, a czekamy na Ogień i Wodę.
W „Okularniku” wędrujemy na Podlasie, rodzinne strony autorki co powoduje, że powieść nabiera specjalnego kolorytu, odsłaniając zarówno niezwykłą historię tych ziem, jak i problemy, z którymi do dzisiaj można się tam zetknąć. Książka ma dedykację dla zamordowanej w pogromie 1946 roku babci Bondy i domyślamy się, że historia niewątpliwie będzie grała w niej główną rolę.
Przez wszystkie tomy sagi o Saszy, przewijać się będzie postać „Czerwonego Pająka”, czyli Łukasza Polaka, seryjnego mordercy, a jednocześnie ojca dziecka bohaterki. W „Okularniku” Sasza jedzie do Hajnówki, żeby się z nim spotkać, a przy okazji uwikłać w morderstwa, które jak grzyby po deszczu, pojawią się wraz z jej przybyciem.
Wątek „Czerwonego Pająka” jest tylko pretekstem do mrożących krew w żyłach wydarzeń, które poznajemy stopniowo, ponieważ powieść skonstruowana jest nielinearnie – w każdym rozdziale otrzymujemy historie poszczególnych postaci, sięgając aż do roku 1946, kiedy to banda „żołnierza niezłomnego”, Burego, pacyfikowała białoruską ludność. Mnogość postaci zadziwia, a jeszcze bardziej umiejętność pisarki, z jaką ich opisała, zanalizowała i oddała nam do przetrawienia. Powieść liczy prawie dziewięćset stron, ale czyta się ją z napięciem i przyjemnością, czego nie można było powiedzieć o „Pochłaniaczu”, który raził dłużyznami i nieskoordynowaną akcją.
Dzięki sięgnięciu do historii, przypomnieniu losów ludzi zmagających się z powojennymi perturbacjami, dzięki przeszłości doskonale opisanej, z dbałością o szczegóły, z przeplatającymi się wątkami wszystkich bohaterów, książka nabiera dodatkowego smaku, gdzie morderstwo jest tylko pretekstem, a tak naprawdę chodzi o coś więcej, o powieść obyczajową.
Czytelnik niejednokrotnie może się zagubić w gąszczu postaci i ich roli w opowiedzianych wydarzeniach, ale jeśli czyta się uważnie, wszystkie wątki, lepiej lub gorzej, w końcu skleją się w całość. Zdecydowanie najlepiej wyszło Bondzie opowiedzenie historii morderstw dokonanych przez bandy narodowców na ludności pochodzenia białoruskiego – ten rozdział czyta się z zapartym tchem, modląc się w duchu o ocalenie ciężarnej Katarzyny, choć z góry wiemy, że nasze marzenia nie zostaną spełnione.
„Pochłaniacz” Bondy to krwista, smakowita porcja literacka, którą ciężko wtłoczyć jedynie do przegródki z powieściami kryminalnymi, gdyż posiada tak bogaty zasób namiętności czytelniczych, że można by obdzielić nimi kilka współczesnych książek naszych pisarzy. Pisarka, dając obraz zamkniętej społeczności małego miasteczka, buduje przestronną panoramę zachowań, występków, uczuć, grzechów i czego jeszcze chcecie, wszystkich, nawet drugorzędnych postaci. W końcu mozolnie kreślone wątki zbiegają się w lekko upiornym finale. Czytając poszczególne rozdziały, tytułowane imionami głównych postaci, nabieramy pewności, że winy i przestępstwa ojców przechodzą z pokolenia na pokolenie, a legenda „żołnierzy wyklętych” nie jest tak jednoznaczna, jak próbuje się nam wmówić.
Nazwisko Bonda to świetnie i umiejętnie wypromowany produkt. Okres między „Pochłaniaczem” a „Okularnikiem”, wykorzystano na niespotykaną dotąd akcję marketingową, której owocem jest niebywały sukces sprzedażowy. Katarzynę Bondę można dziś spotkać wszędzie: od telewizji poczynając, poprzez wywiady radiowe, kolorowe magazyny, festiwale i targi książek, nie mówiąc już o facebooku. W niektórych miastach pojawiła się w specjalnie na tę okazję przygotowanym samochodzie (tytułowym okularniku), rozdając swoje książki z autografem zachwyconej publiczności.
Losy Saszy Załuskiej, przypominającej przecież z charakteru, i miejmy nadzieję z urody, pisarkę, będziemy poznawać jeszcze jakiś czas i to jest doskonała wiadomość dla miłośników dobrze napisanych, wciągających i jednocześnie trzymających w napięciu powieści, nie tylko kryminalnych.