26 stycznia 2013

Dizajn na każdym kroku

Zacznę od osobistego wyznania: nie przepadam za modnymi zapożyczeniami z angielskiego. Są dowodem na twórcze lenistwo i skrzeczą korporacyjnym plastikiem. Czasami wymyślanie polskich określeń kończy się porażką, jak na przykład mlask (i dwumlask) zamiast klików i (dwuklików), nie wspominając o międzymordziu zamiast interfejsu. Czasami rzeczywiście brakuje rodzimego określenia (jak w przypadku franczyzy), ale w większości przypadków angielskie słowo brzmi rzekomo bardziej elegancko niż banalny polski odpowiednik.

Na tym kończę narzekanie. Język jakoś sobie poradzi. Niektóre zapożyczenia wchłonie, ale większość odrzuci lub zepchnie w otchłań języków branżowych. Pierwszym objawem wchłaniania jest spolszczenie pisowni. Przez pewien czas anglistów przez to bolą oczy, ale wreszcie się przyzwyczajają.

Tak jest ze słowem „dizajn”. Nikogo już ono nie dziwi, edytory tekstu nie podkreślają go czerwonym wężykiem. Czeka wprawdzie w kolejce, by znaleźć się w Słowniku Języka Polskiego, ale w języku już się przyjęło. Oznacza bowiem coś, na co nie było jednego słowa: projektowanie przedmiotów użytkowych, same przedmioty użytkowe oraz specyficzne ich cechy.

Dizajn jest wszędzie. Właściwie wszystko, co nie jest wytworem natury, lecz powstało jako efekt zamierzonego działania człowieka; co więcej, wszystko, co da się powielać i nie jest jedynym w swoim rodzaju dziełem sztuki – jest dizajnem. Napotykamy go na każdym kroku, ale nie zdajemy sobie z niego sprawy.

Ewa Solarz przekonuje, że z dizajnu warto zdawać sobie sprawę i warto rozmawiać  o nim z dziećmi. Wymyśliła ona i zaprojektowała „Ilustrowany elementarz dizajnu”. Zawiera on rysunki 100 rzeczy narysowanych przez 25 polskich ilustratorów młodego pokolenia. Od kultowego aparatu fotograficznego Ami (z 1968 roku – może jeszcze ktoś ma na strychu?), poprzez długopis Bic, ekspres do kawy Moka Express, notes Moleskine, trampki Converse po żarówkę energooszczędną Wilkinsona.

Ale to nie tylko książka do oglądania i wynajdywania dizajnu wokół nas. Każdy z przedmiotów opatrzony jest krótką anegdotą, historią, opisem lub wyjaśnieniem. Dowiedziałem się z nich między innymi, że nazwa klocków LEGO pochodzi nie od łacińskiego czytam, uczę się, lecz od duńskiego „leg godt”, czyli baw się dobrze! Słowem: duzi i mali, bawcie się dobrze z „Ilustrowanym elementarzem dizajnu”.