9 lutego 2013

Doświadczyć kolorów, spotkać się z innym

Wiele lat temu, kiedy jeszcze byłem studentem polonistyki, zostałem poproszony o udzielenie korepetycji przed maturą z polskiego. Sprawa była szczególna, gdyż mój uczeń nagle, kilka miesięcy wcześniej, stracił wzrok. Całkowicie i nieodwracalnie. Postanowił się jednak nie poddawać i skończyć szkołę. Przychodziłem do niego raz w tygodniu i rozmawialiśmy o literaturze.

 

Wówczas przekonałem się, jak mocne są w potocznym języku metafory związane z wzrokiem. Ciągle łapałem się na tym, że zamiast pytać, czy mój uczeń mnie rozumie, pytałem: „widzisz?”. Mówiłem o „odcieniach” znaczeń i że w wierszu można coś „zobaczyć”. Ja – byłem zakłopotany. On – podchodził do moich metafor ze zrozumieniem. Może dlatego, że wiedział, co to znaczy widzieć.

 

Przypomniało mi się to wszystko – by nie rzec: stanęło mi przed oczyma – gdy wpadła mi w ręce niezwykła książka Meneny Cottin z ilustracjami Rosany Farii, pod niezwykłym tytułem: „Czarna książka kolorów”. Także dlatego, że bohater tej książki ma tak samo na imię, jak mój były uczeń.

 

Ale jego historia jest inna. Nie wie, co to znaczy widzieć. Nie widzi od urodzenia. Nie stracił więc zmysłu wzroku; po prostu nigdy go nie miał. A jednak doświadcza kolorów za pomocą innych zmysłów: „Dla Tomka kolor żółty ma smak musztardy, ale jest mięciutki jak piórka kurczątek. Czerwony jest kwaśny jak truskawka i słodki jak arbuz”. „Niebieski to kolor nieba, kiedy słońce grzeje go w głowę”. Ale królem kolorów jest dla niego czarny.

 

Książka jest zrobiona trochę tak, jak dziecięca zabawa: „zamknij oczy i spróbuj wyobrazić sobie, że nic nie widzisz”. Jest czarna, a ilustracji właściwie nie widać: też są czarne, wyczuwalne pod palcami, widoczne pod odpowiednim kątem. Tekst jest dobrze widoczny, a towarzyszy mu także wersja brajlowska. Na końcu książki jest nawet alfabet Braille’a. Wszystko po to, żebyśmy mogli zobaczyć – nie, nie zobaczyć – przekonać się, jak to jest – nie widzieć.

 

Ta książka to opowieść o innym. Nie definiuje, nie uogólnia, nie poucza, nie moralizuje, nie metaforyzuje. To opowieść prowadzona w sposób najprostszy z możliwych: jakiś chłopiec mówi nam o koledze, który nie widzi, ale radzi sobie dzięki innym zmysłom. Nie ma tu cienia taniego współczucia, krzty grania na emocjach. Jest pierwsze spotkanie z innym. Bardzo ważne, bo przygotowujące grunt do wielu spotkań, które czekają nas przez całe życie.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także