23 lutego 2013

Kawa z Pessoą

Jadąc na urlop należy się zaopatrzyć w stosowną literaturę. Większość ludzi ogranicza się tu do przewodników. Przyznam, że nie bardzo umiem się nimi posługiwać: albo mnie irytują, albo nudzą. Chociaż czasami można natrafić w nich na literackie fragmenty, najczęściej niezamierzone. W pewnym przewodniku po Jerozolimie można przeczytać, że w tym mieście bywa niebezpiecznie i najlepiej omijać targi oraz środki komunikacji miejskiej. Na następnej stronie – porady: gdzie kupić pamiątki? Najlepiej na targu. A na targ najlepiej dojechać autobusem o numerze takim a takim…

 

Na urlop można też wziąć literaturę podróżniczą: Marco Polo, Gregorovius, markiz de Custine, Iwaszkiewicz czy Kapuściński. Wszystko zależy od tego, gdzie się jedzie i na co ma się ochotę zwracać uwagę. Zawsze istnieje jednak niebezpieczeństwo, że obraz krajów zapisany w tych książkach okaże się znacznie ciekawszy od obrazu realnego – zwłaszcza dla bibliofilów. Wówczas sensowność samego podróżowania może stanąć pod znakiem zapytania.

 

Mamy jeszcze trzecią możliwość. Skoro już musimy jechać na jakiś urlop, zamiast czytać książki o krajach, do których się wybieramy, warto czytać książki, które w tych krajach zostały napisane. Może się tak zdarzyć, że wejdziemy w ten sposób głębiej w ich kulturę, trochę przecież w ten sposób upodobnimy się kulturowo do ich mieszkańców. To lepszy pomysł, niż przebieranie się za turystów.

 

Na urlop polecam Portugalię. Szczególnie tym, którzy nie lubią tłumów, cenią piękne plaże i dobre, niedrogie wina i owoce morza. Na spacery polecam Lizbonę. A do czytania w Lizbonie polecam Fernando Pessoę. Nie tylko dlatego, że można się do niego przysiąść w ulubionej kawiarni „A Brasileira”, gdzie ma swój pomnik, ale i dlatego, że można wówczas spojrzeć na Lizbonę z zupełnie nieturystycznej perspektywy.

 

Zwłaszcza czytając „Księgę niepokoju”. Jej bohaterem jest Bernard Soares: księgowy, introwertyk. To właściwie dziennik, luźne notatki. Jego spacery po Lizbonie są tu tylko pretekstem do spacerów po własnej mrocznej, pesymistycznej świadomości. Napotykane piękno czyni go tylko jeszcze bardziej nieszczęśliwym, jeszcze bardziej samotnym.

 

Zauważmy, że żyjemy w świecie, w którym wszyscy starają się nas przekonać, że powinniśmy zabiegać o szczęście, radość i przyjemność. Ale czy to oznacza, że inne stany ducha są zakazane? A może gorsze? Pessoa w „Księdze niepokoju” rozbiera na części pierwsze tęsknotę, smutek, wyobcowanie – wydobywając z tych niemodnych dziś stanów jakąś głęboko ludzką wartość; coś, co pozwala inaczej, mądrzej patrzeć na siebie i na świat. Nie tylko ten odwiedzany w czasie urlopów.