Artykuł
Makabryczne konwencje i konsekwencje
Przyznam, że nie jestem wielbicielem krwawych horrorów. A ściślej: nie jestem wielbicielem krwawych horrorów pozbawionych poczucia humoru. Bardzo lubię Edwarda Goreya, Tima Burtona czy Charlesa Addamsa, u których proporcje strachu i śmiechu są znakomicie wyważone, a makabryczność odrealniona i przesunięta w tło konwencji.
Nie wiem więc, jak prawdziwi wielbiciele horrorów odbiorą właśnie wydaną przez słowo/obraz terytoria książkę Grégoire’a Chamayou „Podłe ciała. Eksperymenty na ludziach w XVIII i XIX wieku”. Być może skupią się na naturalistycznych opisach sekcji zwłok, pouczającej historii przetoki pewnego kanadyjskiego łowcy futer czy też koncepcji ciał skazańców jako dublerów, na których najpierw wykonuje się jakaś niebezpieczną operację. Dodam, że w książce ilustracji jest niewiele, ale wszystkie mocno zapadają w pamięć.
Autor nie miał jednak na celu epatować makabrą. Opisy są tylko egzemplifikacją tezy, która leży u podstaw nauk, w szczególności medycznych, i na którą od wieków dajemy przyzwolenie. Dla Hipokratesa była dylematem – czy można eksperymentować na ludziach? Eksperymentowanie jest przecież niebezpieczne. Nowożytna nauka zadawała nieco inne pytanie: na jakich ludziach można eksperymentować?
Odpowiedź znajdujemy w tytule książki. A tytuł odnosi się do łacińskiej frazy „fiat experimentum in corpore vili” – eksperymentować na podłych ciałach, na ciałach o znikomej wartości. Czyli ludziach skazanych na śmierć, galernikach, więźniach, sierotach, prostytutkach, umysłowo chorych, niewolnikach i konających.
„Podłość” ciał nie jest ich cechą naturalną. W imię nauki podejmowano decyzję, gdzie leży granica między ciałem godnym a podłym. Była to zawsze gra władzy, w której, owszem chodziło o postęp medycyny, ale i zysk jednostkowy. W książce Chamayou ta gra jest o wiele bardziej przerażająca od opisu eksperymentów.
Autor jest filozofem i historykiem, pod wieloma względami uczniem Michela Foucaulta. Obaj starają się bowiem nakreślić historię zjawisk, spychanych na margines. To nie historie idei, ale historie tego, co pozwoliło się ukonstytuować ideom. Przede wszystkim idei podmiotu: tworzenie nowoczesnego podmiotu mogło się przecież odbyć tylko za cenę upodlenia części populacji. Podmiot powstaje przez wykluczenie, oddzielenie ziarna od plew. I znalezienie odpowiedniej nauki lub religii, która gest ten sankcjonuje.
A książka Chamayou – podłoża tego gestu wskazuje i piętnuje, ukazując jego makabryczne konsekwencje.