Artykuł
Najlepsze komiksy 2013 roku
Schyłek roku zwykle skłania do różnorodnych rozliczeń i bilansów. Obszar kultury ma to do siebie, że z mijających dwunastu miesięcy pamięta się raczej to, co najlepsze. Mówiąc krótko, przychodzi czas na rankingi. A grudzień ma dodatkowo taki atut, że zawiera święta Bożego Narodzenia, nierozłącznie skojarzone z prezentami (komiks to taki dobry pomysł na prezent!). Przed wami wybór najlepszych komiksów, które pojawiły się w 2013 roku w Polsce – przypominajcie sobie z rozrzewnieniem lub nadrabiajcie zaległości!
Joe Sacco, Strefa bezpieczeństwa Goražde, Mroja Press
Zacznie się z wysokiego c, czyli od jednego z tych komiksów, które można bez wahania nazwać wielkim dziełem literatury, i moim zdaniem bezdyskusyjnie najlepszej rysunkowej ksiażki, jaką udostępniono w 2013 roku polskim czytelnikom. “Strefa bezpieczeństwa Goražde” została wydana oryginalnie w 2000 roku i jest owocem pracy Joe Sacco, który w latach 1994-1995 spędził parę tygodni we wciąż objętej wówczas konfliktem zbrojnym Bośni, a konkretnie w Sarajewie oraz w tytułowym miasteczku Goražde. Album posiada niewątpliwą wartość dokumentalną – Sacco przedstawił w nim pokrótce, ale możliwie najbardziej wyczerpująco, historię regionu od drugiej wojny światowej, a następnie – na tak zarysowanym tle – umieścił opowieści świeżo straumatyzowanych wojną mieszkańców miasta. Zrobił to ponadto w taki sposób, który powinien stanowić wzór dla współczesnego, rzetelnego i inteligentnego dziennikarza. Komiks ma swoją dynamikę, jest po mistrzowsku skomponowany, ale przy tym wszystkim nie gubi realnych pierwowzorów swoich bohaterów i równie prawdziwych tragedii, które przeżyli. Sacco stara się nie wdawać w oceny polityczne, ale ukazać wojnę z perspektywy zwykłych ludzi, których konflikt dotknął. Obserwuje i przekazuje (warto wspomnieć wreszcie, że za pomocą znakomitych rysunków) to, co zobaczył i usłyszał, nie tracąc przy tym świadomości, że widzi i słyszy właściwie tylko jedną ze stron konfliktu. Podsumowując: “Strefa bezpieczeństwa Goražde” przychodzi mi do głowy nie tylko wtedy, kiedy myślę o najlepszych komiksach jakie znam, ale również wtedy, kiedy staram się wymienić najlepsze reportaże.
Mikołaj Tkacz, Przygody nikogo, Centrala
Awangardowe dzieło sztuki czy żart tynfa wart? Nurzający się w odmętach teorii i praktyk artystycznych eksperyment czy genialnie łatwy trolling? Otóż, raczej to drugie, całe szczęście. Mikołaj Tkacz, jeden z członków pięknej i młodej grupy komiksowej Maszin, nie musiał prawdopodobnie poświęcić na narysowanie “Przygód nikogo” zbyt wiele czasu. Proste czarne kreski na białym tle kartek składają się na szereg połączonych ze sobą pokojów, które przemierza “oko kamery”, czyli – posługując się tytułem – nikt. Taka podróż u kresu nocy trwa przez czterdzieści stron. I nic więcej. Tylko czy powinniśmy nikomu dorysować bardziej konkretnych towarzyszy i wydarzenia? I czy szare plamy na niektórych stronach to wadliwe przybrudzenie mojego egzemplarza, czy celowy zabieg? Czy się śmiać czy zastanawiać? Bo właśnie na pogranicze głupawki i całkiem poważnej refleksji “opowieść” Mikołaja Tkacza może czytelnika posłać. I co z tego? – mógłby ktoś całkiem rozsądnie zapytać. Zupełnie nic, o to chodzi. Niemniej jednak wciąż nie mogę powstrzymać rozbawienia i satysfakcji, że “Przygody nikogo” istnieją. A pustka jest pustką i wiele jej nie potrzeba.
Cyril Pedrosa, Portugalia, Timof i cisi wspólnicy
A teraz coś z zupełnie innej beczki. Album Cyrila Pedrosy wygląda przepięknie. Wspaniałe rysunki i nasycone kolory idealnie współgrają z tematem, jaki “Portugalia” zdaje się poruszać: główny bohater po latach życia na pół gwizdka – bez poczucia, że jest ono warte przeżycia i cenne – próbuje osiągnąć jego pełnię i rzeczywiście staje się niej trochę bliższy. Drogą do tego okazuje się lepsze poznanie przeszłości swojej i swojej rodziny, uzyskanie poczucia zakorzenienia. Katalizatorem zmian staje się dla rysownika Simona Muchata wyjazd na festiwal komiksowy do Lizbony. Mężczyzna jest ożywiony i poruszony. Wszystko co widzi, słyszy i odczuwa – nawet język portugalski, z którego przecież nie rozumie ani słowa – działa na niego wyjątkowo intensywnie. Raz pozytywnie, innym razem nie, ale zawsze silnie. Dlaczego? Dziadkowie Simona byli portugalskimi imigrantami. Bohatera zaczyna interesować historia własnej rodziny, coś mówi mu, że z przeszłością będzie czuł się lepiej niż bez niej. Zaczyna ją poznawać, a co za tym idzie – żyć. Kwestia pamięci potraktowana jest w komiksie Pedrosy niemal po proustowsku, i jest to przy tym pamięć rozumiana szerzej niż jednostkowo. “Portugalia” jako opowieść o odnajdywaniu siebie i swojego miejsca nie jest w żadnym razie opowieścią skończoną, ale jej główną zaletą jest coś innego – naprawdę inspiruje i przekazuje czytelnikowi niemały ładunek energii.
Jacek Świdziński, A niech cię, Tesla!, Kultura Gniewu
Drugi w zestawieniu komiks reprezentanta grupy Maszin. Jacek Świdziński wymyślił i narysował historię sytuującą się mniej więcej tam, gdzie spotkałyby się “Miś” Barei, “Dr Strangelove” Kubricka i serwis komixxy.pl. Fabuła skupia się na niedokończonym pomyśle Nikoli Tesli, który starał się wymyślić broń zdolną niszczyć na odległość sprzęty elektroniczne. Pomysł Tesli został podchwycony przez naukowców w tajnych laboratoriach i udoskonalony na tyle, że posiadacz specjalnego akceleratora byłby zdolny uszkodzić wszystkie sprzęty na całym świecie. Naczelną rolę w całym procesie odgrywa zaś niepozorny, choć dziwny instrument muzyczny – theremin. W tym miejscu zaczyna się wyścig z czasem. Historia opowiedziana w komiksie jest jak widać sympatycznie odjechana, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że to nie fabuła jest główną zaletą “A niech cię, Tesla!”. Świdziński prowadzi akcję komiksu z nieustannym uśmiechem i chyba na każdej stronie raczy czytelnika gagiem pierwszej klasy. Humor specyficzny, ale błyskotliwy, rysunki niby niechlujne, ale naszpikowane pomysłami. Ten komiks to obowiązek dla artystycznych nerdów, a pierwszorzędna zabawa dla każdego.
David B., Jean-Pierre Filiu, Najlepsi wrogowie. Historia relacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Bliskim Wschodem. Część pierwsza 1783-1953, Kultura Gniewu
“Najlepsi wrogowie” są efektem wspólnej pracy dwóch autorów. Scenarzysta Jean-Pierre Filiu jest profesorem i światowej sławy ekspertem od spraw Bliskiego Wschodu, byłym doradcą kilku francuskich ministrów (w tym premiera), a także niezależnym ekspertem w obecnym rządzie Francoisa Hollande’a. Davida B. uważa się za jednego z najlepszych na świecie rysowników komiksów. Jest on między innymi autorem monumentalnego, biograficznego albumu “Rycerze św. Wita”, w którym opowiada trudną historię swojego dojrzewania w cieniu dotkniętego epilepsją starszego brata. Ten tandem to zatem mieszanka wybuchowa. I rzeczywiście – połączenie sił zaowocowało powstaniem komiksu oryginalnego i niebanalnego, który jest zarówno bogaty w wiedzę, jak i przyciąga oko ekspresyjnością obrazu. “Najlepsi wrogowie” są rysunkowym esejem historycznym, w dodatku esejem na temat niezbyt dobrze znany czytelnikowi, przynajmniej polskiemu. Opowieść o trudnych i sięgających daleko w przeszłość relacjach Stanów Zjednoczonych i krajów arabskich jest warta zainteresowania każdego, może wyłączając tylko tych, którzy te relacje dobrze znają i nie lubią rysunków. Odważne połączenie formalne i wciągająca po uszy lektura.
Chester Brown, Na własny koszt, Centrala
Podtytuł komiksu Chestera Browna brzmi: “Komiksowy pamiętnik bywalca burdeli” i właściwie wyjaśnia całą sprawę. Opowiedziana historia jest prosta – główny bohater Chester Brown rozstaje się z dziewczyną i zauważa, że po rozstaniu ich relacja tylko zyskuje na jakości. Dochodzi do wniosku, że związki monogamiczne kłócą się z ideą miłości, opierają się na przymusie i nie zamierza więcej się w takowe pakować. Nie jest jednak także człowiekiem, dla którego poderwanie dziewczyny na jedną noc byłoby naturalne, a seks jest przecież ważny dla każdego. Długo zastanawia się nad skorzystaniem z usług prostytutki i kiedy wreszcie do tego dochodzi… jest zachwycony. Od tej pory zaczyna korzystać z nich regularnie. “Na własny koszt” jest dziennikiem wizyt u prostytutek oraz rozmów ze znajomymi, którym Chester chce wyjaśnić swoją decyzję i przekonać, że nie jest ona niczym złym, a może wręcz odwrotnie – seks za pieniądze powinien być czymś powszechnym. Autor rzeczywiście przemyślał sprawę dogłębnie, poznał realia kanadyjskiej prostytucji i poparł to bogatą lekturą tekstów źródłowych na ten temat. Główną zaletą albumu jest jednak nie jego warstwa publicystyczno-agitacyjna, ale wprost przeciwnie – szczerość i bezkompromisowość. Brown bez wahania pokazuje seks wraz z jego detalami, nie popadając w wulgarność czy sensacyjność. Wręcz odwrotnie – nic co ludzkie, nie jest mu obce. Nadrzędna wartość komiksu to właśnie taki świetny, wyjątkowo interesujący, nieco chłodny autentyzm, który przydarzał się amerykańskiej kontrkulturze nie tak znowu wiele razy (owszem, wiem, że Chester Brown jest Kanadyjczykiem).
Tony Sandoval, Doomboy, Timof i cisi wspólnicy
Niby to prawda, że “Doomboy” jest po prostu historią obyczajową dla nastolatków. Taką samą prawdą jest jednak to, że ta historia jest również zupełnie nieoczywista i poruszająca. Błyskotliwa fabuła zawiera takie elementy jak śmierć dziewczyny nastolatka, elementy nadrealności, wątek homoseksualizmu, klimat małomiasteczkowej sceny muzycznej, na której wszyscy grający się znają i wszyscy są pochłonięci dokonaniami nie tylko gwiazd, ale i swoimi nawzajem. A ponadto tajemnicę – tylko czytelnik wie, kim jest tajemniczy Doomboy, który stał się sensacją w światku muzyki gitarowej nadając na jednej z wolnych fal radiowych improwizowane koncerty, regularnie zachwycające słuchaczy. Doomboy – chłopak bez tożsamości, bez dema i koncertów, ale z dziurą w sercu, która pozwala mu grać na swojej gitarze tak rozdzierająco. Pretensjonalne? O to właśnie chodzi, że wcale! Trudny temat utraty kogoś bliskiego został ukazany w ten sposób, że komiks ani na moment nie traci lekkości i wzrusza w sposób ujmujący, z zupełnym wyłączeniem poczucia śmieszności. Polecam wszystkim, ale zwłaszcza ludziom młodym oraz tym, którzy z okresu nastoletniości mają podobne wspomnienia – kumple, muzyka, niewielkie miasto, smutek dojrzewania i życie od koncertu do koncertu.
Rutu Modan, Zaduszki, Kultura Gniewu
Rutu Modan jest jedną z najpopularniejszych autorek komiksów w Izraelu. Wcześniej znana była u nas jej obyczajowa powieść graficzna zatytułowana “Rany wylotowe”, która opowiadała realistyczną historię miłosną zwykłej dziewczyny na tle wydarzeń we współczesnym Izraelu. “Zaduszki” są w pewnej mierze podobne, ale zamiast Izraela mamy tutaj Warszawę, do której główna bohaterka przybywa wraz z babcią w nadziei na odzyskanie dóbr, które powinny należeć do ich rodziny. Wątek żydowskiej, przedwojennej Warszawy i konsekwencji tego, że zniknęła, splata się tutaj z opowieścią o miłości oraz odkrywaniu wielkiej rodzinnej tajemnicy. “Zaduszki” obywają się bez zbędnych wielkich słów, przedstawiają historię może nieco uproszczoną, ale jak najbardziej prawdopodobną. Chwilami jest zabawna, chwilami wzruszająca – ani nie nadużywa podjętego przez siebie tematu, ani się go nie wstydzi. Warto wspomnieć, że nowy album Rutu Modan ukazał się w tym roku nie tylko w Polsce, ale również w Stanach Zjednoczonych, gdzie został nominowany do wielu nagród i gdzie jest regularne wymieniany wśród najlepszych komiksów 2013 roku. A dla wciąż nieprzekonanych i niezainteresowanych tematyką żydowską Polaków jeszcze jedna karta przetargowa – miasto stołeczne zostało przedstawione przez izraelską autorkę nie tylko z dbałością o szczegóły, ale i malowniczo.
Pozostaje życzyć sobie, wzorem sympatycznego pana z Youtube’a, żeby przyszły rok nie był gorszy niż ten i przyniósł przynajmniej porównywalną liczbę komiksów wartych lektury.