6 października 2012

Nowa Huta – żywy symbol?

Kraków jest miastem koncentrycznym i każdy prawdziwy Krakowianin uważa, że jego świat zamyka się w obrębie Plant. Dalej to już jakieś półwsie, błonia, podgórza i inne wole. Tam Krakowianin zapuszcza się rzadko i niechętnie, nie mówiąc już o Nowej Hucie. Do dobrego tonu należy nie bardzo wiedzieć, gdzie ona właściwie jest.

 

Nowa Huta cieszy się złą sławą także dlatego, że uważa się ją za symbol minionej epoki. Powstała wszak od podstaw, jako idealne miasto socjalistyczne, a sam kombinat – na osobiste życzenie Stalina. Minęło już jednak sporo czasu i od 2004 roku socrealistyczna architektura i układ urbanistyczny Nowej Huty znajdują się w rejestrze zabytków Krakowa.

 

Prawdziwy symbol musi być martwy. Tymczasem Nowa Huta jest całkiem zwyczajną, żywą dzielnicą Krakowa. Rozwijającą się i otrząsającą z kompleksów młodszej i „gorzej urodzonej” siostry snobistycznego Krakowa. Zieloną i – wbrew miejskim legendom – o wiele mniej zanieczyszczoną od krakowskiego centrum. Także tętniącą życiem kulturalnym: to przecież w samym kombinacie, w hali ocynowni, odbywają się od kilku lat najważniejsze koncerty najważniejszych krakowskich festiwali muzycznych.

 

Nowa Huta nie jest symbolem, nie jest obiektem muzealnym. Jest miejscem, w którym się toczy życie – tu i teraz. Ale miejscem o szczególnej historii. Jak o niej opowiedzieć dzieciom, które się urodziły w tej epoce? Żeby, z jednej strony, nie gloryfikować politycznego systemu, który Nową Hutę powołał do życia. Ale i żeby, z drugiej strony, nie traktować z pogardą wszystkiego, co powstało w tamtej epoce.

 

Muzeum PRL-u wydało właśnie niezwykłą książeczkę dla dzieci o Nowej Hucie, napisaną przez Maję Dobkowską, a ilustrowaną przez Zbigniewa Dobosza. Trochę w niej poważnej historii, trochę anegdot (na przykład opowieść o pomniku Lenina, który próbowano wysadzić w powietrze, a udało się tylko odstrzelić stopę), trochę opisów przedmiotów z tamtych czasów (np. kultowego autobusu typu ogórek), ale przede wszystkim zabaw – na każdej stronie innych.

 

Czy zamiast „ogórków” mogłyby jeździć jakieś inne warzywa? Co właściwie znaczy słowo „solidarność”, szczególnie „trzepakowa”? Co by było, gdyby Smok Wawelski przeprowadził się do Nowej Huty? Nie wiesz? Wysil wyobraźnię – mówią twórcy tej książeczki. I – oczywiście – uważaj na czarną wołgę, która porywa niegrzeczne dzieci! Gdzie porywa? Pewnie do starego, snobistycznego, Krakowa!