Artykuł
Oszukać czas
Portret jest prawdopodobnie jednym z najstarszych rodzajów przedstawień. Zawsze był próbą oszukania czasu, zatrzymania chwili z czyjegoś życia. Pod tym względem najbardziej przejmujące wydają się portrety z Fajum z I wieku n.e. Przedstawiano na nich zmarłe osoby w młodym wieku: takie, jakimi chciałyby zapewne, żeby je zapamiętano. Składano je z nimi do grobu. Ciała dawno rozsypały się w proch, a portrety patrzą wciąż na nas wielkimi, smutnymi oczami.
Portret jest zarazem próbą zrozumienia osoby portretowanej: uchwycenia jej w takiej pozie, z takim wyrazem twarzy i takim spojrzeniem, zza których dostrzec można także cechy charakteru: inteligencję, porywczość, wesołość, smutek. Ale nie wszystko jest na pokaz dla wszystkich. Są ludzie, którzy przy obcych wkładają sztuczną maskę, za którą chronią swoją prywatność. A są tacy, którzy właśnie przy obcych, na przykład przypadkowych współpasażerach, ją zdejmują.
Moi znajomi mieli kiedyś robioną w domu sesję zdjęciową. Fotograf szybko się zorientował, że mają dla niego tylko jedną minę, którą uznali za godną uwiecznienia. Zauważył też, że mają w domu koty, więc postanowił opowiedzieć im historię, jak to kiedyś musiał brutalnie potraktować to zwierzę. Byli wstrząśnięci. Wiedział, że go nie wyrzucą z domu, ale i że już nigdy więcej go do domu nie wpuszczą. Udało mu się wyzwolić w nich takie emocje, które przełożyły się na jakość portretów.
To nie był Czesław Czapliński. Czapliński pracuje inaczej. Stara się poznać swój obiekt, podejść do niego jak najbliżej. Tak, by spojrzał w jego obiektyw z sympatią, zaciekawieniem, jak na nowego, ale serdecznego znajomego. I tak patrzą na nas bohaterowie jego książki „Portrety z historią…”.
To nie jest dobry tytuł, bo nie ma w tej książce żadnej jednej historii. Są za to historie pojedyncze, historie fotografowanych ludzi i historie fotografowania tych ludzi. Relacje ze spotkań z nimi, szczegółowy zapis wydarzeń, które poprzedzały naciśnięcie migawki. Anegdoty, które towarzyszyły robieniu zdjęć. I snuta mimochodem opowieść o znaczeniu przypadku.
Być może to skrzywienie zawodowe, ale najciekawsze i najwięcej mówiące wydają mi się tutaj portrety pisarzy: Jerzego Kosińskiego, Kurta Vonneguta, Ryszarda Kapuścińskiego, Czesława Miłosza czy Josifa Brodskiego. Niestety – patrzą oni na nas już z tamtej strony, jak portrety mieszkańców Fajum. Na szczęście – nie zawsze równie smutnym wzrokiem.