23 września 2012

Pinokio piękniejszy niż kiedykolwiek

Nic się tak nie starzeje, jak język książek dla dzieci i młodzieży. Najgorsze są pod tym względem slangowe modne słówka, których trwałość przypomina żywot jętki jednodniówki. Ale i tak zwane zwyczajne słowa, nazywające elementy zwyczajnego świata otaczającego dziecko, dezaktualizują się tak szybko, jak szybko zmienia się świat.

 

I coś, co jeszcze niedawno było całkiem zwyczajne – jak wystawiana co wieczór za drzwi butelka na mleko – teraz wydaje się elementem jakiegoś egzotycznego rytuału.

 

Takie elementy potrzebują objaśnień – albo czytających nam książki rodziców, albo w postaci autorskich przypisów. Ale rodzice nie mają czasu albo cierpliwości, a w ogóle są już coraz młodsi i mogą nie wiedzieć, o co chodziło z tymi butelkami. Przypisy? A kto by czytał przypisy. Przypisy czyta się dopiero na studiach.

 

Butelka butelką, ale które dziecko rozumie wszystko z – nota bene genialnych – bajek Fredry? Język autora „Małpy w kąpieli” zestarzał się okropnie. Nieomal co trzecie słowo trzeba by wyjaśnić lub opatrzyć przypisem. Chyba że ktoś wpadnie na pomysł przeredagowania Fredry tak, by był zrozumiały współcześnie. Ale to byłby już akt graniczący z wandalizmem.

 

Paradoksalnie, w lepszej sytuacji jest klasyka światowa. Tłumacz na język polski nie musi przecież archaizować stylu, a wprost przeciwnie – może odświeżyć język dzieła tak, że będzie ono czytelne dla współczesnego dziecka bez przypisów i objaśnień. W ten sposób przekład może żyć dłużej, niż oryginał – choć przeniesiony na inną planetę innego języka.

 

„Pinokio” Carla Collodiego bezsprzecznie należy do światowej klasyki literatury dziecięcej. Tłumaczony był wielokrotnie, sporo też pojawiało się jego adaptacji. Po nowe przekłady klasyki zawsze sięgam z mieszanymi uczuciami, ale tym razem książkę przełożył Jarosław Mikołajewski – poeta, pisarz, tłumacz i erudyta – więc odetchnąłem z ulgą, a zaraz potem zacząłem już wzdychać z zachwytu. Zresztą poczytajcie sobie Państwo sami. Zachwyt gwarantowany. Dużych i małych.

Jeszcze słowo o ilustracjach. Roberto Innocenti, rysownik-samouk, urodzony ponad sto lat później niż Collodi, także we Florencji, stworzył nie tylko ilustracje, ale cały niezwykły świat Pinokia. Dość powiedzieć, że „New Yorker” uznał tę edycję za najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widział świat. Jej polską wersję przygotowało wydawnictwo „Media Rodzina”.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także