23 marca 2013

Postmodernistyczna wielość światów

Są takie słowa, które – wszedłszy w szerszy obieg – zmieniają znaczenie. Pomijając słowo „bynajmniej” mylone ze słowem „przynajmniej”, moim ulubionym jest słowo „spolegliwy”, które uparcie i nieskrycie używane jest jako synonim „uległego”, tymczasem oznacza kogoś, na kim można polegać.

 

Ostatnio pewien biskup był uprzejmy powiedzieć, że „Europę opanowała […] ideologia dekonstrukcji, czyli rozkładu rzeczywistości: człowieka, małżeństwa, narodu, prawa, moralności, sztuki”. Podejrzewam, że chodziło mu o destrukcję, a nie o subtelne nawiązanie do filozofii Jacquesa Derridy. Ale złośliwości na bok. Umówmy się, każdemu z nas zdarza się posługiwać słowami, których nie rozumiemy.

 

Wśród takich słów, którymi chętnie opisujemy zjawiska kultury, niekoniecznie wiedząc, co znaczą, jest przymiotnik „postmodernistyczny”. Modny, dobrze brzmiący – mniejsza o znaczenie. W razie czego – znaczenie znajdzie się w internecie. Ale gdyby ktoś miał jakąś perwersyjną potrzebą głębszego niż internetowe zrozumienia tego słowa – na szczęście ma do dyspozycji takie książki, jak „Powieść postmodernistyczna” Briana McHale’a.

 

Książki naukowe, do których ta z pewnością należy, okryte są złą sławą. Bo nudne, bo hermetyczne, bo tylko dla specjalistów. Zgoda, pewnie większość taka jest. Ale zdarzają się wyjątki i warto zwrócić na nie uwagę. Z pewnością należy do nich wspomniana książka. Autor nie przechwala się erudycją, nie buduje skomplikowanej struktury teoretycznej, ale podpowiada, jak czytać współczesne powieści – i w ogóle współczesną kulturę.

 

Polecam tę książkę przede wszystkim jako wstęp do lektury Borgesa, Cortazara, Calvino, Nabokova, Bartha, Pynchona czy Vonneguta. Mówi ona jednak nie tylko o literaturze, ale i o świecie, w którym żyjemy, o naszych doświadczeniach. Np. postmodernistyczna wielość światów nie jest tylko zabiegiem narracyjnym; człowiek przecież stale „przesiada się” między rozmaitymi światami: „światem celebrytów i ich romansów, o których czyta w porannej gazecie, światem marzeń wyzwolonych przez stary szlagier usłyszany w radiu w czasie drogi do pracy, światem sportu, która pojawia się w rozmowach przy lunchu” itd. Nie ma jednego świata, nie ma jednej o nim opowieści. Są różne światy, różne rzeczywistości – i tę wielość stara się opowiedzieć postmodernistyczna literatura.

 

Co to jest postmodernizm? Nie powiem. Niech Państwo sami przeczytają w książce McHale’a. A już szczególnie polecam ją uwadze wspomnianego biskupa. Po jej lekturze nie tylko będzie wiedział, co oznacza dekonstrukcja, ale i innym okiem spojrzy na współczesny świat. Jeśli zechce.

Czytelnicy, tego artykułu oglądali także