"W Polsce jest tylko 11% rzeczywistych czytelników, czyli takich, którzy w ciągu roku czytają min. 7 książek.” Więc jak przeczytałeś, frajerze, tylko sześć, bo zdecydowałeś się sięgnąć po najnowszego Dukaja, Miłoszewskiego, „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk, biografię Miłosza i „Finneganów Tren”, którego rozszyfrowanie zajęło Ci trzy miesiące, to nie jesteś rzeczywistym czytelnikiem z elitarnego klubu 11 procent, tylko burakiem-analfabetą i w ogóle wyjdź.
Początek roku szkolnego przyniósł newsa, który newsem nie jest, bo ma jakieś pięć lat. Spora część mediów dała się nabrać na odkrycie „Gazety Krakowskiej”, że mianowicie w gimnazjum nie trzeba już czytać „Pana Tadeusza”. Potem się okazało, że tak jest już od roku szkolnego 2008/2009, a w ogóle to epopeja Mickiewicza jest lekturą obowiązkową, tyle że w liceum.
Dziennik Kolařa z 1949 roku to zapis rzeczywistości w stanie zapaści i upodlenia. Za skrajną obiektywność i nonkonformizm czeskiemu artyście przyszło zapłacić wysoką cenę.
Ursula Le Guin na opowiedzenie historii Geda i Tenar potrzebowała sześciu książek i trzydziestu lat życia. Polski czytelnik ma wreszcie okazję, by poznać tę epicką opowieść w całości, za jednym zamachem.
Mówił, że „fotografuje, by zobaczyć jak świat wygląda na zdjęciach”. Po blisko trzydziestu latach od jego śmierci mamy do tego świata wgląd.