Recenzja
Anatomia brazylijskiego szaleństwa
„Sąd w Canudos” jest jedną z ostatnich książek wydanych za życia Sándora Máraiego. Opublikowana w 1970 roku powieść to rzecz w dorobku węgierskiego prozaika niezwykła. Márai opuszcza Europę, by opowiedzieć o krwawej pacyfikacji opanowanego przez sektę miasteczka Canudos w Republice Brazylii, pod koniec XIX wieku.
Nie sposób nie wspomnieć tutaj o młodszej o dekadę od „Sądu w Canudos”, przerastającej go znacznie rozmiarami, napisanej z epickim rozmachem i zdecydowanie lepiej znanej książce Maria Vargasa Llosy, „Wojna końca świata”. I choć obaj pisarze, zgłębiając historię anarchistycznego buntu na północno-wschodnich rubieżach Brazylii, opierali się na dziele brazylijskiego historyka i dziennikarza Euclidesa da Cunhii, to jednak ich powieści są tak różne od siebie, jak to tylko możliwe.
Książka węgierskiego prozaika skoncentrowana jest wokół wydarzeń rozgrywających się na przestrzeni czterech godzin pewnego październikowego wieczoru 1897 roku, podczas konferencji prasowej będącej zwieńczeniem – długotrwałego i haniebnego dla młodej jeszcze republiki – oblężenia Canudos. Głównym wątkiem fabuły jednak nie jest relacja z powstania i upadku sekty Antônia Doradcy, a analiza szaleństwa towarzyszącego owym wydarzeniom. Niezwykła rozmowa – jak zawsze u Máraiego to, co najważniejsze, rozgrywa się w dialogu – toczona między marszałkiem Bittencourtem, dowódcą czwartej, zwycięskiej ekspedycji przeciw zbuntowanemu miastu, a bezimienną kobietą, cudzoziemką, neofitką, przybyłą do Świętego Miasta w poszukiwaniu męża, stała się pretekstem do refleksji nad fenomenem obłędu, buntu i narodzin fanatyzmu.
Márai ustami kobiety porównuje szaleństwo wykluwania się nowych ideologii do postępującej choroby nowotworowej. „Ta komórka rośnie niczym olbrzym pomiędzy karłami… I wokół niej po kolei wpadają w obłęd pozostałe komórki, i również one zaczynają rosnąć, mnożyć się… To jest rak”. Ów rak toczył społeczeństwo Brazylii. Ostatecznego wyleczenia nie możemy być jednak pewni, zawsze możliwe są przerzuty.
Węgierski pisarz patrzy na Brazylię oczyma Europejczyka doświadczonego wydarzeniami XX wieku. Zbuntowane miasto jest dla niego swoistym wzorem powielanym wielokrotnie w historii – znajdujemy tu studium szaleństwa prowadzącego do fanatyzmu. Canudos pozwala także uświadomić sobie, że żądło anarchii i buntu ukąsiło nie tylko społeczeństwa Europy, a banalizacja zła ma swoje początki na długo przed II wojną światową.