15 grudnia 2015

Białystok

Jest disco polo, jest cudowna hostia z Sokólki, są antysemickie graffiti i Zamenhof. Jest też prokuratura, dla której swastyka to hinduski symbol szczęścia i stołówka Sądu Okręgowego gdzie do obiadu można poczytać pisemka oskarżające Żydów o wszelkie zło tego świata. Książka jest zbiorem kilku reportaży – historii, dla których Podlasie jest elementem wspólnym.

„Białystok. Biała siła, czarna pamięć” to wielowymiarowy reportaż ukazujący portret zahukanej, zepchniętej na margines historii Polski, a nie tylko Podlasia i jego mieszkańców. Choć autor skupia się właśnie na tym jednym województwie, to czytelnik może potraktować to jako wyjście do rozważań na temat kondycji polskiej tożsamości.

Kącki porusza wiele tematów, które dla Białostoczan są ciężkie i niewygodne. Rozmawia z władzami miasta i odkrywa karty lokalnej polityki ukazując zakłamanie, stronniczość i łapówkarstwo. Wspomina przedwojennych Żydów, jednocześnie informując swoich białostockich rozmówców, że Żydzi przed wojną żyli w tym mieście i stanowili spory procent społeczeństwa. Wypunktowuje wszystkie odchyły i niezgodności miasta, które chwali się swoją wielokulturową historią. Przywołuje badania socjologiczne, z których wynika, że mieszkańcy Podlasia nie chcą pamiętać o żydowskich tradycjach. Wolą za to wspominać bohaterstwo Żołnierzy Wyklętych i modlić się do hostii co zamieniła się w konający mięsień sercowy Jezusa.

Nie ulega wątpliwości, że jest to książka „mocna”. Ukazuje współczesny polski antysemityzm, nietolerancję, nacjonalizm czy też irracjonalny strach przed nieistniejącym już „zagrożeniem”, którym to dla mieszkańców są Żydzi. Tylko należy zadać w tym miejscu pytanie – czy tak jest naprawdę? Czy to może wizja autora?

Po lekturze książki, długo zastanawiałam się nad tym czy Podlasie faktycznie jest aż takie złe? W świadomości przeciętnego Polaka, kojarzy się ono z żubrami, prawosławiem, może trochę Tatarami, ale przede wszystkim z ciągnącymi się w nieskończoność lasami. Faktycznie pamiętałam białostockie swastyki, które prokuratura uznała za hinduskie znaki (czy to ten przejaw wielokulturowości?), znam też dobrze historię Jedwabnego, a klub sportowy Jagiellonia Białystok, a w zasadzie ich rasistowskich kibiców zna niemalże każdy, nawet anty-fani piłki nożnej. Jednak nie wyobrażam sobie że można tak uogólnić obraz Podlasia i sprowadzić go do jednego obrazka – przyczółka polskiego antysemityzmu połączonego z fanatyzmem religijnym.

Książka Kąckiego stygmatyzuje. Ukazuje Podlasie i Białystok tylko z jednej perspektywy. Autor udzielił głosu jedynie wybranym mieszkańcom miasta, jakby zapominając o tej niemej części, która prowadzi spokojne życie, pracuje i nie jest nietolerancyjnie nastawiona do nikogo. Subiektywny wybór rozmówców jest dostrzegalny od pierwszych stron książki. Nie dziwi wiec podtytuł „biała siła, czarna pamięć” jeśli głownie rozmówcami dziennikarza byli ludzie związani z ruchami neonazistowskimi. A przecież równie dobrze można by napisać książkę „Kraków, biała siła, wieczny Wawel” gdzie całkowicie pominęłoby się opowieść o żydowskim Kazimierzu, a zamiast tego opisywało tylko historie z maczetami w roli głównej.

W książce pojawiają się również postacie i historie związane z organizacjami kultywującymi pamięć o wielokulturowym Białymstoku, ruchy wspierające LGBTQ czy uchodźców z Czeczenii, jednak za każdym razem autor pokazuje ich z perspektywy ofiary, przegranych w walce z oprawcami. Tak jakby autor od początku dawał czytelnikom do zrozumienia, że tego typu inicjatywy są z góry skazane na porażkę.

„Białystok” zamiast obiektywnego reportażu jest subiektywnym wyborem faktów i opinii związanych z konkretnym regionem. Czytając „Białystok…” ma się wrażenie, że Kącki na początku pracy nad materiałem przyjął pewną tezę i za wszelką cenę próbował ją udowodnić. Chciał opisać region i miasto, którego herbem mogłaby być swastyka, a zawołaniem „white power” i tego właśnie dokonał. Pytaniem jest tylko, czy słusznie.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także