Recenzja
Bóg to samotność ludzi
Co by było, gdyby Bóg pewnego zwykłego dnia pojawił się na ulicy? Pewnie właśnie z tego pytania wziął się „Bóg we własnej osobie” – komiks, który w zabawny i fascynujący sposób stara się odpowiedzieć na to frapujące pytanie.
Podczas spisu ludności pojawia się Bóg. Nie ma ani nazwiska, ani adresu zameldowania. Po prostu – Bóg. O jego przybyciu rozpisują się wszystkie gazety na świecie, media mówią tylko o nim, naukowcy chcą mu zadawać pytania, malarze chcą go malować, pisarze chcą opisywać tylko jego… Bóg staje się celebrytą. Każdy chce być taki jak on. A co się wtedy dzieje ze społeczeństwem?
Snując opowieść o roli Boga we współczesnym świecie, Marc-Antoine Mathieu kreśli karykaturalny obraz owczego pędu ludzkości do technologii oraz jej ogłupiające przywiązanie do wszelkich mediów. W prosty i zabawny sposób ukazuje społeczeństwo, które zostaje zderzone z wielkim wydarzeniem, jakim niewątpliwie są odwiedziny Boga. Wytoczenie przeciwko niemu procesu sądowego za wszystkie zbrodnie przeciwko ludzkości jest tylko wierzchołkiem góry lodowej absurdu, do którego doszłoby, gdyby faktycznie Bóg zjawił się na chwilę na Ziemi. Niektóre nurty filozoficzne nie wytrzymałyby tej próby, rewolucja rozegrałaby się na gruncie sztuki, a agencje PR-owe przeżyłyby istną hossę. Czy Bóg, żeby wygrać te procesy sądowe, musi wykazać, że nie jest tym, za kogo się podaje? Albo musi umniejszyć swoje znaczenie jako „stwórcy” w kreacji całego wszechświata?
Komiks Mathieu jest nie tylko interesującą historią opowiedzianą w ciekawych obrazkach. Czytając go, czytelnik podąża za filozoficzną myślą autora, która ma za zadanie ukazać i wytłumaczyć sens – lub jego brak – tworzenia i podtrzymywania idei boskości w XXI wieku.
Mathiue szuka odpowiedzi na pytanie „czym jest Bóg?”, odwołując się do wielu nurtów filozoficznych, snując jednocześnie wizję komercjalizacji sacrum. Stawia pytanie, co stałoby się z Bogiem dziś, w konfrontacji z mediami. Czy byłby to Bóg, bóg czy może „Bóg”®?
Główny trzon fabuły stanowi proces sądowy wytyczony Bogu, jednak równocześnie snute są wizje jego wpływu na sztukę, media oraz przemysł rozrywkowy. Można zarzucić autorowi, że zakończenie jest zbyt oczywiste, jednak tak naprawdę stanowi ono idealne zwieńczenie wszystkich filozoficznych rozważań przedstawionych w książce. Samo w sobie motywuje do przemyślenia relacji Bóg–człowiek.
Przy całym bogactwie poruszanych zagadnień, strona graficzna komiksu utrzymana jest w czarno-biało-szarej tonacji przypominającej momentami kadry z filmów noir. I bardzo słusznie, bo tak jak i w tych filmach, tak i tu mamy do czynienia z bohaterem, którego trudno w prosty sposób postawić po stronie dobra albo zła, niebanalną zagwozdkę do rozwikłania a także zakończenie, które nie zaliczymy do happy endów.
„Bóg we własnej osobie” to komiks, który na długo pozostaje w głowie czytelnika. Nie tylko jako ciekawa lektura, ale także jako przyczynek do wielu rozważań o człowieku.