28 grudnia 2015

(do)malować rzeczywistość

A gdyby tak móc wykreować samodzielnie swój własny świat?
Namalować równoległą rzeczywistość, miodem i mlekiem płynącą, w której jest się panem i władcą, gdzie nie ma żadnych problemów? A może te problemy zaczną się dopiero w tym wyimaginowanym świecie?

„Sam Zabel i magiczne pióro” autorstwa Dylana Horrocksa jest z pozoru komiksem przygodowym. Główny bohater, znany i ceniony autor komiksów (alter ego autora) od kilku lat ma permanentny kryzys twórczy, który frustruje go tak bardzo, że powoli zamienia się w depresję. Irytuje go jego praca, rodzina, a biała, niezamalowana kartka napawa go strachem i złością. Swój udział
w konferencji literackiej rozpatruje jako szansę na odetchnięcie i zebranie energii do pracy. I choć sam udział w wydarzeniu ni jak nie dodaje mu skrzydeł, to nowopoznane osoby, z pewnością. Od jednej z uczestniczek konferencji dowiaduje się o wydanym pod koniec lat ’50 komiksie, zapomnianego autora Evana Ricea. Kupuje „Króla Marsa”, kicha i… przenosi się do komiksu. Wkrótce, wraz z nowymi przyjaciółmi- Alice i Miki, Sam zacznie podróżować po innych komiksach, które łączy tylko jedna rzecz… zostały namalowane magicznym piórem.

Choć bohaterowie przezywają niezwykłe historie, podróżują między kartami wielu, nietuzinkowych komiksów, to „Sam Zabel…” nie jest standardowym komiksem przygodowym.

Autor porusza wiele ważnych dla kultury komiksowej wątków.
Rozpoczynając swoją powieść od ukazania niemocy twórczej Horrocks stara się ukazać, jak destrukcyjnym zjawiskiem jest wypalenie zawodowe. Zabel bowiem od 6 lat nie stworzył nic autorskiego, a jedynie pracuje nad kontynuacją przygód Lady Night, która to sama w pewnym momencie informuje go, że wymyślona przez niego fabuła i teksty są nawet niegodne krytyki. Jednocześnie uświadamia mu, że cała opowieść, jej antagoniści, przygody są nie ważne, że jej popularność bazuje tylko na tym, że jest fantazją seksualną.
Horrocks wskazuje czytelnikowi, że każdy twórca powinien brać odpowiedzialność za swoją pracę. Komiksy superbohaterskie są seksistowskie. Nawet jeżeli posiadaczką supermocy jest kobieta, to dlaczego zawsze musi być ubrana w kusą spódniczkę i obcisły trykot niemalże pękający w szwach na jej piersiach? Sama Lady Night pokazuje jaką przemianę przeszła na przestrzeni lat. Z mądrej, milczącej obserwatorki do seksownej, wyuzdanej wojowniczki, realizującej fantazje męskiego grona czytelników. Komiks „Król Marsa”, do którego wciągnięty zostaje Sam, jest pełen zielonych, człekokształtnych kosmitek czekających 60 lat na przyjście króla-rysownika, któremu będą mogły się całkowicie oddać. Nawet Miki, towarzyszka przygód rysownika, ubrana
w szkolny mundurek i rakietowe buty, w rzeczywistości jest postacią z mangi,
a dokładnie z jednej z opowiastek hentai, gdzie oprócz niej, drugą główną rolę odgrywa ośmiornica i jej obślizgłe macki…

Poprzez tę powieść autor zabiera ważny głos w dyskusji na temat kondycji komiksów z superbohaterami i kobiet odgrywających w nich pewne role. Zwykła, przygodowa, zabawna powieść graficzna de facto jest pracą
o kondycji współczesnej sztuki komiksowej. Warto się z nią zapoznać.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także