Recenzja
Król Artur wciąż żywy
„Upadek króla Artura” ucieszy przede wszystkim miłośników legend arturiańskich. Zaraz za nimi w kolejce do książki powinni ustawić się angliści, poloniści, tłumacze, badacze literatury i tolkieniści. Miejsce dla czytelników, którym nazwisko autora kojarzy się z „Hobbitem” i „Władcą Pierścieni”, jest na szarym końcu. Oni jako jedyni mogą poczuć zawód, bo „Upadek…” prezentuje mnie znane dziś oblicze Mistrza. To poemat aliteracyjny inspirowany opowieściami o mitycznym władcy.
Choć dostajemy utwór niedokończony – liczy sobie ledwie około tysiąca wersów, co daje cztery pełne pieśni i fragment piątej – „Upadek…” jest książką kompletną. Dzięki Christopherowi Tolkienowi, sprawującemu pieczę nad literacką spuścizną ojca, możemy prześledzić jak poemat powstawał. W kolejnych rozdziałach odkrywamy źródła, różnice i podobieństwa między tolkienowską wersją legendy a średniowiecznymi podaniami. Dowiadujemy się jak arturiański mit wpłynął na świat Śródziemia. Wreszcie, mamy okazję obserwować zmiany koncepcji i formy poematu od pierwotnych wariantów, przez wersję ostateczną aż po prawdopodobne zakończenia. Całość uzupełnia wykład Tolkiena o cechach wiersza staroangielskiego. Książka zawiera więc wszystko, co potrzebne by zrozumieć utwór i umieścić go w szerszym kontekście. To w jakimś stopniu uzasadnia i usprawiedliwia wydanie niedokończonego poematu.
Największą korzyścią płynącą z lektury „Upadku…” jest jednak wspomniana możliwość wglądu w proces twórczy. Choć syn Tolkiena przedstawia już przeredagowaną wersję zmagań autora z materią, to i tak udostępnia wystarczająco dużo, by zadać kłam romantycznej wizji pisarza, piszącego wyłącznie pod wpływem natchnienia. W ten sposób „Upadek…” odziera ze złudzeń. Pisanie to po prostu żmudna praca.
A sam poemat? Jest podniosły, nieco fatalistyczny i posępny, a jednocześnie powolny i dźwięczny. Żeby docenić jego urodę, trzeba czytać go na głos, najlepiej w oryginale (polskiemu tłumaczeniu towarzyszy wersja angielska). Dopiero wtedy dzieło w pełni ukazuje swój charakter, a opowieść – jak przed wiekami – nabiera życia.