13 września 2013

Nie taki magiczny Meksyk

Po kilku latach milczenia Laura Esquivel powraca z książką „Malinche. Malarka słów”, obiecując swoim czytelnikom magiczną podróż w przeszłość Meksyku, w czasy Azteków, Montezumy i konkwistadorów. Niestety, nie dotrzymuje słowa. Najnowszej powieści meksykańskiej pisarki brakuje finezji, prostoty i bezpretensjonalności, czyli tego, za co czytelnicy na całym świecie pokochali jej pierwszą powieść „Przepiórki w płatkach róży”.

 

„Malinche. Malarka słów” to opowieść o miłości niemożliwej, o związku pomiędzy osławionym hiszpańskim konkwistadorem Hernánem Cortésem i bohaterką meksykańskich legend, Malinalli. Ta aztecka niewolnica ofiarowana Hiszpanom miała najpierw zdobyć serce Cortesa, by później – zdradziwszy swój naród – ułatwić mu podbicie Meksyku.

 

Esquivel reinterpretuje jednak meksykańską legendę. Przedstawia swoją bohaterkę jako pośredniczkę pomiędzy światem azteckich „barbarzyńców” a hiszpańską „cywilizacją”, próbującą zaprowadzić pokój między swoim ludem a najeźdźcami. Władająca językami Malinalli jest świadoma zarówno swej władzy nad Hiszpanami i Aztekami, jak i własnej bezradności w obliczu brutalnej siły Cortésa i konkwistadorów.

 

I choć sam zamysł Esquivel wydaje się fascynujący, to jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Postaci Cortésa i Malinalli są papierowe, a snute przez bohaterów refleksje i ich obserwacje nużące. Decyzja autorki, by na ledwie 230 stronach „upchnąć” historię podboju Azteków przez konkwistadorów wydaje się wręcz kuriozalna. Książce Laury Esquivel nie pomaga także tłumaczka, Marzena Chrobak. Trudno powiedzieć, która z pań ponosi większą odpowiedzialność za fatalny styl „Malinche. Malarki słów”. I tak Cortés „[p]ewnego dnia, odpędziwszy obawy przed utratą aparycji” postanawia „poczuć swoje ciało takim, jakie stworzyła je natura”, a gdy rozmawia z Malinalli widzi „w głębi jej oczu światło” – i jest to „moment silnego sprzężenia między nimi”. Podobnych niezręczności językowych jest znacznie więcej, budzą one zniecierpliwienie i rozbawienie u czytelnika, skutecznie zniechęcając do lektury.

 

„Malinche. Malarka słów” rozczarowuje. Zawiedzeni będą szczególnie ci, którym twórczość Laury Esquivel nie jest obca. Intrygujący pomysł to zdecydowanie za mało, by stworzyć porywającą czytelników powieść.