16 listopada 2012

Niekonsekwentny Mendoza

„Premio Planeta” to najbardziej prestiżowa nagroda przyznawana w Hiszpanii. W latach ubiegłych laur ten otrzymali m.in. Vázquez Montalbán, Torrente Ballester czy Mario Vargas Llosa. Przyznanie tej nagrody Mendozie może być zatem potraktowane jako potwierdzenie klasy pisarskiej autora „Walki kotów” lub – jak zauważa część hiszpańskich krytyków – może stanowić dowód na komercjalizację tej nagrody.

 

„Walka kotów” posiada wszelkie przymioty potrzebne, by stać się bestsellerem: są tam wielkie namiętności, tajemnice z przeszłości (związane z nieznanym obrazem Velazqueza), piękne kobiety, energiczni mężczyźni, arystokracja i robotnicy, madrycki półświatek, a także dystyngowany angielski historyk sztuki.

 

Zaproszony do Hiszpanii przez księcia de Igualada, wybitny znawca malarstwa Velasqueza, Anthony Whitelands, poproszony zostaje o wydanie fachowej opinii na temat pewnego obrazu. Okazuje się jednak, że zadanie to nie będzie tak łatwe, jak mu się zdawało, a w dodatku za sprawą dzieła znajdzie się w centrum zainteresowania hiszpańskich służb bezpieczeństwa, członków Falangi, brytyjskiego Secret Service, radzieckich szpiegów i różnej maści rebeliantów. Ogarniętą chaosem Hiszpanię oglądamy oczyma Whitelandsa – obcokrajowca, erudyty, człowieka wyobcowanego, pozbawionego poglądów politycznych, obserwatora próbującego odnaleźć się w tej skomplikowanej grze interesów.

 

Podobnie jak Whitelands zagubiony jest też czytelnik. Nie do końca bowiem wiadomo, czym „Walka kotów” jest. Powieścią detektywistyczną? Szpiegowską? Historyczną? Polityczną? Opowieścią o narodzinach ideologii w Hiszpanii? Ta niespójność i niekonsekwencje fabularne nie sprzyjają lekturze. Mendoza przyzwyczaił swoich czytelników do książek dobrze skrojonych, ironicznych opowieści o Hiszpanii, pełnych pełnokrwistych, charakterystycznych bohaterów,a przede wszystkim do wartkiej, wciągającej – i przy tym często absurdalnej – akcji. Tymczasem w „Walce kotów” cechy te zostają przysłonięte przez erudycyjne rozważania na temat XVII-wiecznej Hiszpanii i ciągnące się niemalże w nieskończoność dygresje na temat politycznej sytuacji hiszpańskiego społeczeństwa w latach 30.

 

„Walce kotów” zaszkodziły więc nadmierne ambicje Mendozy, który prostą historię zagubionego w Madrycie starzejącego się Anglika i nieprzyzwoitego obrazu, postanowił połączyć z niemalże historycznym studium hiszpańskiej XX-wiecznej historii. Powstała więc nieco przegadana, momentami wręcz nudna powieść, która w niczym nie przypomina wcześniejszych „łotrzykowskich” opowieści Mendozy.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także