7 października 2013

Romans z miastem

„Bukareszt. Kurz i krew” Małgorzaty Rejmer to pełna emocji opowieść o wyjątkowej relacji z miastem zwanym niegdyś „Paryżem Wschodu”.

 

„Białe Miasto” wznoszono wielokrotnie. Po trzęsieniach ziemi wywracających budynki niczym domki z kart, po pożarach trawiących drewnianą zabudowę i wreszcie z woli dyktatora. Ceaușescu wymarzył sobie miasto monumentalne, piękne – architektoniczny pomnik socjalizmu. Tak powstał współczesny Bukareszt, metropolia rozciągająca się na powierzchni dwukrotnie większej niż Paryż. Miasto nieobliczalne, trochę kalekie, trochę nieudane, pełne chaosu i brutalności; pociągające i odstręczające zarazem. Zbudowane z paradoksów i sprzeczności – rozległych arterii i wąskich uliczek, modernistycznych kamienic i betonowych bloków. „Bukareszt raz się rozrzedza, a raz gęstnieje, raz jest wyrównany, ostrzyżony, wymyty, a raz wychodzą z niego bebechy i można się przyjrzeć rozwalonym koszom, przekrzywionym latarniom, poobijanym przystankom”.

 

Z tekstów, pisanych pełnym humoru, ostrym jak brzytwa językiem, stolica Rumunii wyłania się jako przestrzeń niezwykle plastyczna, niemalże fizycznie odczuwalna. Rejmer wrzuca czytelnika w sam środek tętniącego życiem miasta, jego historii, kultury i codziennych wydarzeń. Otacza go opowieściami, przeplatającymi się, często dramatycznymi narracjami o bólu, potędze, rzymskim pochodzeniu i rzeczach, na które nie ma się wpływu, a które przydarzają się tam zbyt często. Pisarka oprowadza czytelników po Bukareszcie, jaki poznała w trakcie swych wypraw. Po mieście pięknym, pasjonującym, pełnym niespodzianek, ale też po metropolii fatalnej i niebezpiecznej, pełnej zdziczałych psów, niechcianych dzieci i smutnych ludzi.

 

Rejmer łączą z Bukaresztem silne emocje. To więź bardzo indywidualna, przypominająca relacje z bliską osobą. „Bukareszt. Kurz i krew” jest rzeczą nasyconą intymnością. To opowieść o miłości do miasta, która ani nie jest łatwa, ani przyjemna, a już na pewno nie racjonalna.

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także