30 kwietnia 2014

W pół kroku

„Długa Ziemia” kończyła się bombowo – w najciekawszym momencie. Zaznajamiała nas z koncepcją alternatywnych oddzielonych od naszego o grubość myśli wszechświatów, do których można się przenieść przy pomocy zasilanego ziemniakiem urządzenia. Wraz z Joshuą i Lobsangiem wędrowaliśmy przez miliony wersji Ziemi, aby powrócić w chwili, gdy buzujące od Dnia Przekroczenia napięcia przeradzały się w otwarty konflikt.

 

Niestety, zamiast pociągnąć temat, skupiając się na społecznych reperkusjach odkrycia krokera i na konfrontacji starego porządku z nowym, „Długa wojna” prześlizguje się po tym temacie, powielając schemat konstrukcyjny pierwszej części. Nie dajmy się też zwieść tytułowi – żadnej wojny tu nie ma. Ponownie dostajemy powieść nasyconą duchem wczesnego s-f, gdzie liczyło się poznawanie świata, poszukiwanie własnego w nim miejsca, stawianie pytań i pogoń za odpowiedziami. Pratchett i Baxter nie unikają przy tym błędów poprzedniego tytułu. Dodają kolejnych bohaterów, mnożą wątki i tajemnice, popadając w irytującą dygresyjność. Trudno przez to dostrzec, dokąd opowieść zmierza i to zarówno jeśli chodzi o koncept, jak i akcję. Być może odkryją to przed nami kolejne części cyklu.

 

Mimo lekkości narracji i wszechobecnego, trochę cynicznego, a trochę ciepłego humoru, treść „Długiej wojny” wcale nie jest błaha. Powieść porusza tematy związane z prawami zwierząt, prześladowaniem innych inteligentnych istot, poszukiwaniem istoty człowieczeństwa (głównie w kontekście komputerowych iteracji Lobsanga). Ważna jest też kwestia wolności i zmian w porządku społecznym – szczególnie ciekawe są analogie między kolonizacją Długiej Ziemi a historią kolonizacji Ameryki. Wszystko to jest jednak ukazane w dość prosty sposób, zupełnie jakby autorzy zatrzymali się w pół kroku, uznając, że powieść młodzieżowa i głębia przemyśleń nie idą w parze.

 

Historia nadał błyszczy, gdy pojawia się Lobsang i jego machinacje. Zachwycają również opisy nowych, fascynujących światów i ich mieszkańców. Wreszcie dowiadujemy się czegoś o „wschodnich” Ziemiach. To wciąż jednak tylko eksploracja, choć Pratchett i Baxter dużo więcej uwagi poświęcają długoziemskim autochtonom.

 

Miejscami banalna, momentami przegadana, wtórna względem poprzedniczki „Długa wojna” i tak wciąga. Mogła być czymś niebagatelnym, ale autorzy wybrali inną, bardziej rozrywkową i sprawdzoną drogę. Ich niesamowita wyobraźnia i lekki humor wpiszą się przez to w gusta wielu czytelników, przede wszystkim fanów poprzedniej części, którzy dostaną więcej tego, co już i tak lubią i dobrze znają.

Książki, o których pisał autor

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także