23 maja 2013

Wojna zamiast dzieciństwa

Swietłana Aleksijewicz stworzyła dla swoich reporterskich przedsięwzięć osobny gatunek literacki, „powieść głosów” – polifoniczny reportaż, w którym autorka pozostawia swoim rozmówcom pełną swobodę wypowiedzi. W „Ostatnich świadkach” – podobnie jak wcześniejszych książkach – Białorusinka oddaje głos tym, którzy do tej pory nie mieli okazji przemówić, których pomijano, o których zapomniano. Tym razem są to dzieci czasów wojny.

 

Widziana oczyma dziecka wojna zamknięta jest w pojedynczych wspomnieniach, doznaniach i wciąż powracających obrazach. „Pamiętam jak paliły się włosy mojej mamy… A przy niej – pieluszki naszego braciszka…”; „wszystko pamiętam w czerni: czarne czołgi, czarne motocykle, niemieccy żołnierze w czarnych mundurach. (…) Taki czarno-biały film”; „Nie pamiętam jego twarzy (…) Pamiętam jego ręce… Związano je sznurem… Ręce taty… Ale choćbym nie wiem jak wytężała pamięć, tych, którzy po niego przyszli, też nie pamiętam…”. Brak ojca, utrata matki, przysłaniające niebo samoloty, pędzące motocykle, spalone wsie, tygodnie spędzone w przeludnionych wagonach, ale przede wszystkim ogromna bieda, głód i paraliżujący strach – tyle zostało we wspomnieniach bohaterów książki Aleksijewicz.

 

Ale jest też coś jeszcze: przemożna chęć życia i potrzeba powrotu do normalności, do zwykłego życia sprzed wojny, do zabaw, śmiechu i radości: „Jakże pragnęłam dziecięcych zabawek! Dzieciństwa po prostu!… Kładłyśmy kawałek cegły i wyobrażałyśmy sobie, że to lalka”. Osiwiała ze strachu dziewczyna obiecuje, że już zawsze będzie grzeczna, niech tylko się skończy wojna; chłopcy przygarnięci przez partyzantów uczą się liczyć na kulach, a za zeszyt służy im stara tapeta. „Wojna wojną, ale musimy cię nauczyć czytać i pisać”.

 

Aleksijewicz, przywołując „Braci Karamazow” Dostojewskiego, orzeka, iż nic – ani pokój, ani postęp, ani szczęście – nie jest warte wylania choćby jednej łzy dziecka. A każdy z wybrzmiewających na kartach książki głosów jest tego potwierdzeniem.