Recenzja
Wszystkiemu winne mleko
Bardzo przepraszam. Miałem napisać recenzję najnowszej książeczki dla dzieci autorstwa Neila Gaimana. Niestety, recenzji nie będzie. Opowiem dlaczego, ale i tak nie uwierzycie w ani jedno słowo.
Ilekroć siadam do lektury, lubię mieć przy sobie kubek z mlekiem. Tego wieczoru rozsiadłem się już wygodnie i miałem zacząć czytanie, kiedy przypomniałem sobie o mleku. Wsadziłem książkę pod pachę i poszedłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i pochyliłem się, sięgając po karton z mlekiem. Wtem! potknąłem się i wpadłem do środka.
Przez chwilę spadałem w ciemnościach, a potem uderzyłem o ziemię. Na szczęście mleko nie rozlało się. Książeczkę miałem wciąż pod pachą. Wstałem i ruszyłem ku drzwiom. Były lekko uchylone. Zatrzymałem się przy nich, słysząc czyjeś głosy. Zerknąłem przez szparę. W głębokim fotelu siedział w marynarce pięćdziesięcioletni mężczyzna o charakterystycznie zmierzwionych włosach. Rozmawiał z kimś, kogo nie widziałem.
– …zadedykuję ją memu ojcu i synowi. Chcę by zachwycała prostotą, tempem i humorem. Umieszczę w niej śluzowatych, zielonych kosmitów, piratów, piranie i groźnego boga wulkanu. Będą też Indianie i wampiry, a przede wszystkim dinozaury. Książka dla dzieci musi mieć dinozaury. I kucyki. Różowe z bladoniebieską gwiazdą na boku. Wykorzystam wątki obecne w science-fiction od lat: podróże w czasie, alternatywne wymiary, obcych i ich statki kosmiczne. Będzie też ratowanie świata i wielka przygoda. Ta opowieść spodoba się każdemu. Pobudzi dziecięcą wyobraźnię i skłoni do snucia własnych historii. Mam do niej nawet świetnego ilustratora, Chrisa Ridella. Tylko jest jeden problem. Brakuje mi czegoś, co spajałoby historię w całość.
– Może wykorzystaj twardo-włochate-wilgotne-biało-chrupy?
– Orzechy kokosowe? Nie wiem, może…
W tym momencie, zmieniając nieco pozycję, strąciłem z półki przy drzwiach model Tyranozaura w policyjnej czapce. Próbowałem go złapać, ale w jednej ręce trzymałem karton z mlekiem, a pod pachą nadal ściskałem książeczkę. Poślizgnąłem się i drugi raz tego wieczoru spadałem w ciemnościach.
Wylądowałem przed własną lodówką. Z żalem zauważyłem, że przy okazji zgubiłem książeczkę. Pewnie upuściłem ją pod drzwiami, próbując złapać prehistorycznego gada. Na szczęście mleko nadal trzymałem w dłoni.
Teraz już wiecie, dlaczego nie napisałem recenzji. Wszystkiemu winne jest mleko. Musicie mi wybaczyć. Wierzę jednak, że przynajmniej pisarz z fotela znalazł swoją inspirację i napisał porywającą i prześmieszną historię, przy której dzieci i rodzice będą się świetnie bawić. Właściwie, jestem tego pewien.