Recenzja
Wybudzone ze snu
W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy, nawet w tej, w którą na pozór trudno jest uwierzyć.
Sara, główna bohaterka powieści Jennifer McMahon, szybko przekonuje się, że historie o powracających z zaświatów dzieciach opowiadane przez ludzi z wioski nie są wyłącznie wymysłem dorosłych chcących wystraszyć swoich podopiecznych.
Sara miała dziewięć lat kiedy po raz pierwszych zobaczyła Śniących – tak Cioteczka, obdarzona magicznymi zdolnościami Indianka wychowująca dziewczynkę nazywała dzieci przywołane z zaświatów przez matki, które nie mogły pogodzić się z ich śmiercią. Sara nigdy nie przypuszczała, że pewnego dnia stanie się jedną z nich. Swoją rozpacz po śmierci córki, próbę jej przywołania oraz konsekwencje tego czynu opisała w dzienniku, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Pojedyncze kartki zostały odnalezione wiele lat później przez rodzinę próbującą rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci autorki zapisków. Podążając tropem wskazówek opisanych przez Sarę, stają się częścią niezwykłej i niebezpiecznej historii.
Jennifer McMahon stworzyła wciągającą opowieść z pogranicza horroru, dramatu obyczajowego i thrillera. Akcja “Zimowych dzieci” rozgrywa się współcześnie, jednak przeplatana jest fragmentami dziennika Sary, który został spisany w 1908 roku. Ten zręcznie wykonany zabieg sprawia, że czytelnik jest zaintrygowany historią już od pierwszych stron powieści. Autorka wprowadza odbiorcę w wykreowany przez siebie świat odsłaniając przed nim fragmenty łamigłówki w taki sposób, aby stale trzymać go w napięciu. Prosty styl oraz intrygująca historia to kolejne zalety książki.
“Zimowe dzieci” z całą pewnością nie należą do powieści wybitnych i rozczarują miłośników twórczości Stephena Kinga. Mogą jednak wzbudzić zainteresowanie czytelników wdrażających się w świat opowieści z dreszczykiem.