16 lutego 2017

Żądza krwi wg Grzędowicza

Fakt, że piłka nożna wiedzie prym wśród ulubionych widowisk ludzkości i zastąpiła miejsce walk gladiatorów, nie oznacza, że ludzie zatracili w sobie żądzę krwi. Złagodzenie obyczajów, odseparowanie śmierci od życia codziennego, czy bagatelizowanie doniesień z terenów objętych konfliktami zbrojnymi bynajmniej nie wytłumiły w nas pociągu do dramatów, wypadków, drastycznych filmów, jednym słowem – akcji. Nie bez powodu telewizja TVN24, w pierwszym miesiącu emitowania, „zawdzięcza” swój skok popularności zamachom z 11/09/01, nie bez powodu też w mediach mówi się, że „bad news is good news”. Ludzie po prostu pragną igrzysk, co, dla przykładu, doskonale przedstawiła w swojej serii Suzanne Collins.

Na tej instynktownej, prymitywnej potrzebie człowieka Jarosław Grzędowicz opiera swoją najnowszą powieść. Iwent to coś bez czego ludzie w roku 2058 nie wyobrażają sobie normalnej egzystencji. Nie w Midgaardzie, nie w świecie „pomiędzy” lub wypełnionym demonami, tylko wyjątkowo w naszym, rzeczywistym, na ziemi. W „Helu” Grzędowicz po raz pierwszy na taką skalę zakorzenia swoją historię w tak realnym uniwersum, uniwersum przyszłości na naszej planecie.

…a przyszłość Grzędowicza nie jawi się w jasnych kolorach – bliżej jej do Pompejów niż zielonej wyspy szczęśliwości. Szerzą się ekstremizmy, podziały społeczne stają się coraz bardziej widoczne, zaczyna brakować surowców, rozwój technologiczny wcale nie zapewnia ludziom pomyślności, a kontrolą obyczajów i podstawowych potrzeb, takich jak żywność, zajmują się ludzie okrutni, tonący w luksusie, nie posiadający żadnych barier moralnych. W tym wszystkim swoje miejsce próbuje znaleźć Norbert, utrzymujący się z nagrywania „iwentów”, im bardziej drastycznych, im bliżej masakry i lepiej nagranych, tym lepszych. Dzięki kontaktowi z MegaNetem, udoskonalonej wersji znanego nam współcześnie internetu, Norbert rozsyła trailery swoich „filmów”, które następcy „naszego” YouTube’a mogą licytować i udostępniać później w pełnych w wersjach. Wszystko oczywiście odbywa się w pełni „legalnie”. Bohater Grzędowicza zdany jest tylko i wyłączenie na siebie, jest kwintesencją tego w jaką stronę zmierza wizja pracy współczesnego nam dziennikarza, który najlepiej gdyby miał własny sprzęt, sam nagrał materiał, obrobił go, dodał komentarz i wysłał w gotowym formacie do telewizji. Dodatkowo wszystko jest okraszone nie tylko ryzykiem życia, ale również późniejszej popularności iwentu.

Jarosław Grzędowicz w „Helu” nie bawi się przesadnie w political-fiction, większość uwagi poświęca opisowi złudnego brnięcia człowieka w udoskonalanie życia codziennego, coraz bardziej wypełnionego przez maszyny. Jego najnowsza książka może być doskonałym tematem do dyskusji dla ludzi zajmujących się zagadnieniami tzw. internetu rzeczy – koncepcji zakładającej, że urządzenia mogą gromadzić i przetwarzać dane z naszej codziennej działalności. W świetle teorii „internet of things” w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat technologia stanie się wszechobecna, a wokół nas będzie przynajmniej trzydzieści urządzeń podpiętych do chmury obliczeniowej, na co dzień rejestrujących naszą aktywność. „Hel” wpisuje się w ten nurt, z jedną wyraźną i kluczową różnicą. Zakłada bardzo pesymistyczny scenariusz.

Co zaś tyczy się samej struktury powieści, książki Grzędowicza wydają się być zaplanowane od a do z, i podobnie jest w przypadku „Helu”. Każdy wątek wydaje się tutaj istotny, każda kwestia znajduje się na swoim miejscu. Coś co, moim zdaniem, charakteryzuje warsztat autora „Pana Lodowego Ogrodu”, to właśnie konstruowanie opowieści, a w szczególności zakończeń. Jarosław Grzędowicz doskonale sprawdziłby się jako ghost-writer piszący ostatnie strony, a nawet zdania, obiecującym pisarzom, którzy w pewnym momencie „zgubili wątek”. Myślę, że dzięki temu zapewniłby sukces niejednemu niedoświadczonemu autorowi.

Po sukcesie „Pana Lodowego Ogrodu” ciężko nie porównywać kolejnych powieści Grzędowicza do sagi o Vukko Drakkainenie, która, można śmiało powiedzieć, jest jego opus magnum. Czy „Hel” to powieść równie dobra? Trudno jednoznacznie stwierdzić, jest po prostu zupełnie inna. „Hel” to niewątpliwie książka ważna, pewien rodzaj przestrogi przed postępem technologicznym, konsumpcjonizmem, „gadżeciarstwem” i bezkompromisowością „tych u władzy”. No i przede wszystkim, jest to opowieść o ludziach, swoista wiwisekcja naszej przyszłości, przeprowadzonej z perspektywy książki.

hel-3_grzedowicz

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także