Wprawdzie skończyliśmy cykl „Święta z tłumaczami”, ale po Świętach Marta Natalia Wróblewska miała okazję przepytać Janinę i Krzysztofa Błońskich, autorów nowego przekładu „Trzech muszkieterów”.
Kiedy w połowie XV wieku Gutenberg po raz pierwszy uruchomił prasę drukarską, część elit sarkała: „Teraz każdy będzie mógł pisać!”. Dziś ci siewcy defetyzmu zapewne przewracają się w grobach na samą myśl o blogach internetowych. Nowe medium sprawiło, że w XXI wieku nie tylko każdy może pisać, ale też wszyscy mogą publikować. A jednak wciąż kusi nas słodki zapach papieru. Zobaczyć własne dzieło na półce w Empiku – to marzenie każdego autora. Wydawnictwa nie stoją jednak dla wszystkich otworem. Przed tabunem odrzuconych maszynopisów otwierają swoje przyjazne podwoje firmy oferujące usługę „Wydaj książkę”.
Wiem, że czytelnicy uwielbiają rankingi, bo adrenalina nawet przy czymś tak spokojnym i wysmakowanym, jak obcowanie z książką, wciąga prawie jak kryminał. „Kto zabił, kogo i dlaczego?” – z zachowaniem proporcji – na to pytanie próbujemy niejako odpowiedzieć, gdy dajemy się namówić na odpowiedź, jakie książki w mijającym roku uważamy za szczególnie ważne, fajne, ciekawe i/lub dobre.
Spacerując po cmentarzach skąpanych w świetle zniczy, warto wspomnieć tych, którzy należą do całej ludzkości. Nawet najgenialniejsi pisarze muszą umrzeć. Czasem śmiercią zwyczajną, jak inni śmiertelnicy, czasem zupełnie niezwykłą, podobną do ich niezwykłego życia. Jedni umierają w młodości - tym wieczna chwała i cześć. Inni dożywają późnych lat, tracąc szansę na udział w romantycznej legendzie.
„Nie wystarczy widzieć architektury, trzeba jej jeszcze doświadczyć” – pisał Steen Eiler Rasmussen. Być może w tej propozycji jedyna nadzieja.