Jaki był rok 2013 w polskiej literaturze? Patrząc na poniższą subiektywną listę najlepszych polskich książek, można powiedzieć, że na pewno różnorodny – w zestawieniu znalazły się bowiem powieści, felietony, eseje, dziennik, reportaże oraz tom poezji. Był to też rok zaskakująco obfity – spośród dziesięciorga wymienionych autorów aż sześcioro opublikowało po dwie książki. Mamy zatem zamiast dziesiątki szesnastkę utworów. A to i tak wciąż za mało, by pomieścić wszystkie warte uwagi książki wydane w mijającym roku.
„Ktokolwiek wiedzie żywot bez tytoniu, ten nie zasługuje, aby żyć” – pisał Molière. Pierre Louÿs, francuski pisarz erotyczny epoki fin de siècle, miał powiedzieć, że tytoń to jedyna przyjemność jakiej nie znali Rzymianie. Powieściowy James Bond potrzebował nawet 60 papierosów, by spędzić wieczór w kasynie. Palili Tomasz Mann, Vladimir Nabokov, William Faulkner, James Joyce. Bez tytoniu trudno wyobrazić sobie francuskich intelektualistów. Przedstawiamy krótką – nie tylko literacką – historię tej używki.
Historia literatury zanurzona jest w oceanie alkoholu. Alkoholowa była literatura światowa i polska. Obie trudno wyobrazić sobie bez takich postaci, jak Henry Miller, Wieniedikt Jerofiejew, Marek Hłasko czy Jerzy Pilch, zaś ich książki bez alkoholu nie byłyby takie same, a może nawet byłyby niemożliwe. Oto druga część artykułu "Pisarze i alkohol".
To był dobry rok dla reportażu. Powtarzam to co roku, ale polska szkoła nadal trzyma się mocno. Nie zabrakło świetnych debiutów – na ich tle szczególnie wyróżnia się książka Andrzeja Muszyńskiego. Monopol na rynku wydawniczym wciąż utrzymuje Wydawnictwo Czarne – wystarczy przejrzeć listę laureatów Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego w kategorii reportażu literackiego (albo zerknąć na nominacje do niej). Zanim doczekamy się antologii polskiego reportażu XX wieku pod redakcją Mariusza Szczygła – zasłużony tytuł Dziennikarza Roku – rzućmy okiem na to, co działo się w mijającym roku. Ranking subiektywny, wybór emocjonalny, kolejność przypadkowa.
Wszelkie rankingi dotyczące kultury niestety traktuję poważnie. Z prostego i dla mnie oczywistego powodu – bez kultury mnie by nie było. Byłby jakiś inny byt o tym samym nazwisku, ale podpadałby pod zupełnie inną gałąź rozpoznania biologicznego.