Kilka tygodni temu minęła rocznica urodzin Kurta Cobaina. Gdyby żył, miałby pięćdziesiąt lat. Umiarkowanie licealny wiek. Jeszcze trochę i będzie z nim jak z Marylin Monroe i Elvisem Presleyem. Gdyby żył, to by nie żył.
Czuję potrzebę, aby się jakoś z tego Cobaina wytłumaczyć. Ostatecznie jest jedynym twórcą kultury, którego wziąłem...
Architektura jest sztuką organizowania przestrzeni używanej przez człowieka - tak brzmi jedna z definicji. Żeby tę sztukę docenić, trzeba umieć ową przestrzeń dostrzegać. Oczywiście, wszyscy - z wyjątkiem osób niewidomych - dostrzegamy przestrzeń wokół nas, w przeciwnym wypadku obijalibyśmy się o ustawione w niej sprzęty czy budynki i nigdy nie dotarlibyśmy tam, gdzie byśmy chcieli.
Po czterech miesiącach powracamy do literackiego Hadesu. Tym razem smażyć się będą grzesznicy nieco mniej zasłużeni dla zamulania kultury, nie należy jednak również ignorować ich demoralizującego wpływu na polską literaturę.
W swoim cyklu o Morzu Kaspijskim fotografka Mila Teshaieva stawia pytania o przyszłość i tożsamość żyjących tu ludzi, ale nie daje łatwych odpowiedzi.
Zapłakałem w kinie. Rzewnie i spontanicznie, żałobnie i wzruszeniowo, niepowstrzymane potoki łez mi się polały, a zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, nie tylko mnie chusteczek zabrakło, w ciszę na sali zaczęły się wdzierać aleatoryczne przedęcia pełnych nosów; jakby na widowni każdy się zmagał z nagłym przypływem wzruszenia i czekał na przyzwolenie, a kiedy już pierwsze smarknięcia dało się wysłyszeć, kiedy już szlochacz-sygnalista dał znak, można było oddać się zbiorowemu afektowi – mówię wam, kino zaczęło tryskać łzami jak jeden wąż (ogrodowy).