19 listopada 2012

Babcia, Jaga i tajemnica Matki

Po “Makatce”, którą Katarzyna Grochola napisała wraz ze swoją córką, Dorotą Szelągowską, nadszedł czas na podobny eksperyment innej diwy polskiej literatury kobiecej. Małgorzata Kalicińska wraz z córką, Basią Grabowską, we wspólnej powieści starają się zmierzyć z odwiecznym konfliktem na linii matka – córka.

 

 

“Irena” Kalicińskiej i Grabowskiej to uwspółcześniona bajka o miłości i nienawiści. Spotykamy tam piękną i młodą, ale trochę zagubioną księżniczkę-córkę, która czuje się nieakceptowana przez matkę, gdyż jak sądzi, nie spełnia jej oczekiwań. Matka-królowa, chcąc oczywiście dla córki jak najlepiej, ciągłymi uwagami i radami zraża ją do siebie. Tak rozpoczyna się dramat. Na szczęście nad wszystkim czuwa mądra i doświadczona babcia-matka chrzestna, wszelkimi siłami (także podstępem) starająca się pogodzić obie panie. Pojawia się nawet przystojny i dobry książę na rumaku (czy raczej na motorze), który uleczy nieszczęśliwą księżniczkę – jakżeby inaczej – pocałunkiem. Dramatyczny tok zdarzeń, z tajemnicą rodzinną w tle, wydaje się zmierzać do katastrofy, jednak dzięki cudownej pomocy przyjaciółek-wróżek i psa wszystko kończy się cudownym “happy endem” rodem z amerykańskich komedii romantycznych.

 

Historia wygląda więc, delikatnie mówiąc, nieciekawie. Obok trywialnej fabuły otrzymujemy zestaw płaskich, jednowymiarowych postaci na wzór dziecięcych wycinanek z papieru. Bohaterki do bólu “kobiece”, skoncentrowane głownie na sobie martwią się czy nowiutkie włoskie kozaczki nie ubłocą się im na spacerze (a innych założyć nie można, bo tylko te pasują do sukienki!), odmawiają sobie słodkości, liczą kalorie, no i oczywiście rytualnie przeglądają się w lustrze w poszukiwaniu wałeczków, pomarańczowej skórki i innych potworności. Mężczyźni natomiast są kompletnie pozbawieni charakteru; stanowią tekturowe tło dla głównych bohaterek. Do tego trzeba dodać język – przepełniony kiepskimi metaforami i infantylnymi powiedzonkami.

 

Książka duetu Kalicińska – Grabowska jest miejscami uroczą (bo nieudolną), ale w większości banalną i przelukrowaną opowieścią o konflikcie pokoleń, wzajemnym niezrozumieniu i uszczęśliwiającej mocy rodziny. Nic więcej, niestety.