22 maja 2014

Humanista na krańcu świata

Nie jest łatwe życie młodego naukowca w czasach kryzysu humanistyki, upadku kultury i wartości. Nieustannie napotyka on na mur niezrozumienia, narażony jest na kpiny i złośliwości. Musi zatem przywdziać zbroję cierpliwości, zamknąć się w wieży z kości słoniowej i uparcie, w pocie czoła pracować nad przełomowym dziełem, nie zważając na okoliczności. Może także – i tak postanowił zrobić Lesław Srebroń w najnowszej powieści Wita Szostaka – poszukać miejsca, w którym jego praca zostanie doceniona i w którym znajdzie on podobnych sobie kapłanów wiedzy, poświęcających swoje życie nauce.

 

Dlatego Lesław wyrusza na Finnegany, archipelag wysp leżących nieopodal Irlandii. To tam, korytarzami dawnego opactwa benedyktynów, a obecnie St. Brendan College, przechadzają się w skupieniu największe (w mniemaniu młodego akademika) umysły epoki. I to właśnie tam Srebroń ma zamiar ukończyć swoją rozprawę na temat powieści polskiego fantasty Filipa Włócznika. Przy okazji poznaje społeczność St. Brendan College, nielicznych studentów i mieszkańców miasteczka Newport. Swoje rozważania, będące wypadkową jego naiwności i pyszałkowatości, na temat stanu światowej humanistyki, kolegów z pracy i studentów, geniuszu Włócznika i zwyczajów Finnegańczyków zapisuje w „dzienniczku podróży”. Te sto dni, które spędzi w malowniczym i odciętym od świata Newport, ma zmienić oblicze światowej humanistyki. Szczególnie, że wkrótce Srebroń wpada na pomysł stworzenia grupy badawczej złożonej z pracowników St. Brendan College, którzy mają opracować plan naprawczy dla pogrążonej w kryzysie humanistyki i kultury.

 

Wit Szostak po raz kolejny udowadnia, że jest wytrawnym stylistą. „Sto dni bez słońca” zaskakuje i intryguje, wciąga czytelnika w tragikomiczny świat pełnych pretensji do wielkości naukowców – niszowego środowiska, w którym roi się od intryg i dziwacznych podchodów. Próbując zrozumieć rzeczywistość Srebroń stosuje jedyne dostępne mu narzędzie interpretacyjne – literaturę i naukę. Opisując mieszkańców wysp, młody akademik staje się na moment antropologiem, zagłębiającym się w zwyczaje dzikich. Spotkania w pobliskim pubie w oczach Srebronia przypominają niemalże antyczne sympozjony, podczas których (już nie przy winie, ale przy kuflu Guinnessa) współcześni mędrcy pochylają się nad problemami dręczącymi świat. Nawet przygodny seks jest częścią programu badawczego badającego seksualne zachowania naukowców. Ale najważniejszym punktem odniesienia dla Srebronia jest twórczość Filipa Włócznika, który w swym mało znanym dziele, zawarł wszystko, co istotne w świecie, dokonując w powieściach syntezy ludzkich doświadczeń.

 

Książka Wita Szostaka nie jest jedynie satyrą na środowisko akademickie. „Sto dni bez słońca” to błyskotliwa gra z konwencjami literackimi, powieść pełna odniesień kulturowych i cytatów, skrząca się dowcipem. Lesław Srebroń ma w sobie coś z Don Kichota i z Kandyda, jest irytujący, zarozumiały, a jednocześnie naiwny i prostolinijny. Drażni czytelników jednocześnie budząc ich współczucie. I, obok współczucia, pewną melancholię. Bo czyż, gdzieś w głębi serca, nie tęsknimy przypadkiem za tym światem gabinetów i bibliotek, przełomowych dzieł i genialnych myśli, za świątyniami wiedzy? Za tweedowymi marynarkami i zapachem fajki?

Czytelnicy, tej recenzji oglądali także